wtorek, 8 grudnia 2009

Banter Banter proudly presents: Taken

Ten miły pan powyżej to Liam Neeson. Grał Quin-Gon Jina, niedługo zobaczymy go jako Hannibala Smitha w "Drużynie A" (TAK!) oraz w roli Zeusa w "Clash of The Titans". Zazwyczaj kojarzymy go z rolami odpowiedzialnych i rozważnych tatusiów, jak chociażby w "Love, Actually". Co się stanie gdy takiemu człowiekowi odbierze się to co kocha, a zupełnym przypadkiem jest on tajnym agentem.

Staje się "Taken". I dużo ludzi dostaje w czapę. Zresztą zobaczcie trailer.

Fabuła nie trzyma się kupy. Porwania młodych Amerykanek w Paryżu? Nie chcę wyjść na okrutnika, ale nie jest to główny kierunek handlu żywym towarem. Ja bym spojrzał raczej na Wschód, ale widać porywacze nie należą do rozgarniętych. Za co spotyka ich kara.

Rozróba jaką Liam Neeson dokonuje w tym filmie jest niesamowita. Każdy, kto staje na jego drodze może już pisać testament. Bach! Strzał w komputer! Trzask! Kolano w twarz! Dziab! Nóż w gardło! Nawet jego były kolega, sprzedajny policjant nie możę liczyc na taryfę ulgową. Nie zabija go, ale potrafi zmusić do gadania.

Największą jednak zaletą filmu jest właśnie dysonans między badasserstwem głównego bohatera i jego spokojną, zrównoważoną ekspresją. Nie znam sie na mentalności agentów służb specjalnych, ale Liam Neeson wygląda bardzo profesjonalnie.

I raczej bym z nim nie zadzierał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz