poniedziałek, 7 grudnia 2009

8/16 - Samurai Shodown

SNK na zawsze pozostanie firmą, której produkty będą oznaczały szklenie podkrążonych oczu każdego fana bijatyk. "Fatal Fury" pomyśli z rozmarzonym uśmiechem. OK, ale warto też sięgnąć po inne, mniej udane (choć nadal świetne!) mordobicia z oferty SNK. Jak Samurai Shodown.
Na początek prosty statement - Neo-Geo rządzi. Do dzisiaj można zachwycać się możliwościami graficznymi tej niemal dwudziestoletniej platformy. Wersja Samurai Shodown na Neo-Geo posiada najwięcej plusów: krew, zoomowanie kamery, ładne kolory i animacje, plus pełen asortyment machaczy bronią białą. Szeroko pojmowaną, dodajmy. Wybieranie swojego wojownika to jeden z najfajniejszych momentów w Samurai Shodown. Pod tzw. "fabułą" kryją się posrani zawodnicy, jak np. jaszczur z ostrzami, wojownik z plemienia Majów, tancerz kabuki, ronini, fechtmistrzyni z Francji, czy (yeeeeaaaah!) ninja. To wszystko w Japonii, w XVIII wieku. Hmmm. Ale to nieważne. Samurai Shodown daje możliwość robienia krzywdy głównie przy użyciu ostrzy. Siłowanie się przy starciu kling? Check. Zróżnicowanie broni, od katany, poprzez szpadę, aż do (AAAA!) shurikenów? Check. Krew? ...
Wersja na SNES została pozbawiona krwi. Dajmy spokój koszmarnemu tłumaczeniu na quasi-angielski, skopanym zoomie, czy uboższej grafice względem wersji na Segę Genesis i (co oczywiste) na Neo-Geo. To wszystko jest zupełnie nieważne wobec najważniejszego - nie ma krwi!!! Uchh, Nintendo i jej przyjazny rodzinie profil! Koszmar. Chociaż z drugiej strony? Krwi tak dużo na Neo-Geo nie ma, a zabawa dalej przednia. Porównajcie wersję na SNES:

i ją bez zastanowienia kupcie, jeśli macie w domu tę konsolę. Z kolei jeśli macie Neo-Geo, to jesteście szczęściarzami. I lepiej dla was, żebyśmy was nie znaleźli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz