wtorek, 1 grudnia 2009

Telewizja ogólno dostępna: 'tl:dr' edition



Californication to serial, który ma w sobie coś bardzo specyficznego. To uczucie, a może bardziej ogólne nastawienie do życia, zostało dość dobrze rozpowszechnione przez naszego ulubionego Kanadyjskiego poetę imieniem Jon Lajoie. Mówię tu oczywiście o Not Giving A Fuck, które w przypadku serialu z Duchovnym jest wykorzystywane do granic możliwości. Mimo to, oglądając trzeci sezon mam dość duży problem z odczuwaniem satysfakcji jaka towarzyszyła mi wcześniej. Coś złego stało się z Californication.

Oglądanie dorosłych ludzi uprawiających seks na prawo i lewo, palących jointy na zebraniach w szkole, prowadzących rozmowy o życiu z dużą ilością brzydkich słów ze swoją nieletnią córką itp. jest naprawdę w porządku. Raz, że pozwala na kompletne wyluzowanie się i nieprzejmowanie tym jakiż to cliffhanger zaprezentują nam scenarzyści. Dwa, że pokazuje jak prowadzić względnie normalne życie w przedziale wiekowym 30-50, bez rezygnowania z wszystkich fajnych rzeczy robionych podczas okresu 20-30 (może poza helem, nigdy nie sięgajcie po siostrę 'H'). Niestety w trzecim sezonie zostało to ograniczone tylko i wyłącznie do pieprzenia. Z uczennicą, współpracownikiem, przełożoną, striptizerką, muzykiem.

Wspomniane wcześniej Not Giving a Fuck, było cudownym lekarstwem na irytację podczas oglądania serialu. W Californication cokolwiek by się nie zdarzyło, nasz ulubiony Hank Moody po prostu szedł dalej, bez wiekszej refleksji nad prozą dnia codziennego. I to dobrze, oglądanie go w sytuacjach od kradzieży samochodu, przez imprezy w domu gwiazdy rock'a aż po pogrzeb, w tym samym niewzruszonym stanie było w porządku - nikt nie musiał się martwić o nagły wybuch dramatu, który obecnie jest chyba najbardziej popularnym tematem serialowym (House, V, Lost, Mad Men.) To ten sam rodzaj satysfakcji, jak przy oglądaniu Dextera i jego łatwości w zabijaniu kolejnych ofiar (tak, patrzę na ciebie mistrzy wszystkich fuck-up'ów w najmniej oczekiwanym momencie - Prison Break). W trzecim sezonie nasz główny bohater dalej jest niewzruszony. Tym razem jednak tylko seksem ze swoją uczennicą, współpracownikiem i przełożoną.

Ulubiona przez wszystkich para małych ludzi, którą oczywiście pokochaliśmy za dialog o seksie analnym z pierwszego sezonu. Ich dziwne życie seksualne, preferencje związane z używkami i settingiem podczas ich przyjmowania oraz ogólna groteskowość postaci były jednym z głównych elementów poprzednich sezonów. Charlie i Marcy Runkle byli czymś w rodzaju comedic relief w serialu, który nie do końca tego potrzebuje. I to było dobre. W trzecim sezonie jednak są przesunięci na siódmy plan a wszystko co tak bardzo w nich lubiliśmy zostaje usunięte i zastąpione niekończącą się wymianą zdań na temat ich kryzysu, która wpychana jest w każdy 20 sekundową scenę jaką scenarzyści łaskawie postanowili im dać. Zamiast interesującej i zabawnej relacji dwójki dorosłych ludzi, którzy zachowują się jak 16-latkowie, mamy teraz pieprzenie się z własną uczennicą, współpracownikiem, przełożoną, striptizerką i muzykiem.

Wiem dobrze, że poprzednie sezony Californication wcale nie były dziełami sztuki jeśli chodzi o fabułę, ale bez przesady - o to właśnie tu chodzi, jej lekkość, powierzchownosć i łatwosć z jaką Hank Moody sobie radzi z tym wszystkim. Mieliśmy kryzys twórczy, zgubiony maszynopis, prawdziwe love story, historię nihilistycznego muzyka, problemy z kokainą, przemysł porno - to wszystko gdzieś tam było, mieściło się w tych 26 odcinkach na które składają się poprzednie sezony. Teraz po 10 odcinkach mamy pieprzenie się z uczennicą, współpracownikiem, przełozoną, striptizerką, muzykiem i nie wiem kim jeszcze bo przestałem śledzić tę orgię jakiś czas temu.

Jak powiedział kiedyś Penn w Penn & Teller Bullshit - to jest SHOWTIME, więc muszą tu być damskie piersi. Miał zupełną rację, P&T BS! pokazuje je na okrągło, nawet Dexter zaczął umieszczać przynajmniej jedno ujęcie w odcinku - niestety w wypadku Californication damskie piersi, jakkolwiek cudowne, zastąpiły większość elementów, które sprawiały, że ten serial był czymś co oglądało się z przyjemnością.

Oczywiście będąc olbrzymim ignorantem (dalej oglądam Lost, obejrzałem Prison Break) dalej będę śledził zmagania Hanka Moodiego z kolorową rzeczywistością Los Angeles XXI wieku - tym razem jednak nie będzie to poniedziałkowy priorytet i zapewne moje spotkania z nim zostaną przeniesione na serialowo martwe dni tygodnia jak np. sobota.

BTW: Californication kończy się za 3 odcinki, ale już dawno zostało przedłużone na 4 sezon.

3 komentarze:

  1. tl:dr

    i whaddafuck?
    lostów chyba póki co nie oglądasz bo jeszcze n ie ma nowej serii (a może się mylę?).
    Co do dextera to trafna uwaga - też byliśmy ostatnio zaszokowani z mą lubą że pojawiły się tam cycki - co prawda dwa razy te same (pani femme fatale dziennikarki) ale jak widać good dexter gone bad ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. p.s. polecam It's always sunny in philadelphia
    choć pierwsze odcinki na to nie wskazują to serial miażdży

    OdpowiedzUsuń
  3. Wciąż oglądam Lost mimo, że zaczął być niedorzeczny już po drugim sezonie.
    Oglądnie gry aktorskiej pijanego Danny'ego deVito zawsze miażdży

    OdpowiedzUsuń