wtorek, 15 grudnia 2009

Banter Banter proudly presents: Mutant Chronicles

Zazwyczaj opisujemy filmy znane. Ten taki nie jest. Zdarza nam się opisywać filmy dobre. Dzisiejszy do takowych także nie należy. Jeśli nie ma poprzednich czynników to polecamy dla dobrych efektów. Tutaj ich nie zobaczysz. Dlaczego więc mowimy o Mutant Chronicles?

Bo to ekranizacja jednego z ciekawszych światów RPGowo/figurkowo/karcianych. I gra tam dwójka świetnych aktorów.

Ale po kolei. W 1993 światło dzienne ujrzały "Kroniki Mutantów", ponura papierowa gra aktorska RPG. Osadzona w postapokaliptycznym świecie walki gigantycznych korporacji z Mrocznym Legionem. Ogólnie nie było to wesołe granie w Drizzta Do'Urdena i Magiczne Koniki.

Po dużej ilości gier, karcianek i bitewniaków przyszedł czas na film. Kluł się on dość długo, a efekt? Cóż zobaczcie klip z samego poczatku filmu, opiewający dzielny last stand kapitana Nathana Rookera.

Na szczęście poźniej robi się ciekawiej. A to za sprawą dwóch aktorow, którzy zawsze mogą liczyć na fory w Banterze. Chodzi oczywiście o Thomasa Jane'a i Rona Perlmana. Każdy film z udzialem któregokolwiek z tej dwójki  ma dwie oceny do góry u mnie. Tak, nawet "Primal Force".

A później Thomas Jane staje się pół-mutantem zbawcą świata za pomocą kopniaków w głowę. I nastaje Nirvana.

P.S. Max Steiner ani razu nie nosi maski. Ale i tak jest fajnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz