środa, 26 maja 2010

Wednesday Hating: Kick Ass


polska szkoła plakatu - uznawana za jedną z najważniejszych w ostatnim stuleciu.

Kick ass jest wielkim FUCK YOU (bo po polsku przeklinać nie wolno) rzuconym w twarz wszystkich zainteresowanych geeków, którzy przyczynili się do jego sukcesu. O! Powiedziałem to, nie ma co kryć, czy czekać do momentu kiedy klikniecie ‘czytaj więcej’ - ten film jest słaby, ale to nie to boli najbardziej.

Kiedy przez 2008 rok wydawany był oryginalny komiks wszyscy byli zgodni – Mark Millar był w dobrej formie i tworzył jedną z ciekawszych opowieści tego roku. Niesamowitym ilustracjom Romity Jr towarzyszyły szybkie, zwięzłe i pełne żwiru dialogi, które co chwilę powodowały unoszenie się kącików ust czytających. Historia była ciekawa, postacie dające się lubić, przemoc graficzna i bezsensowna – czyli wszystko to czego typowy zjadacz papieru oczekuje od powieści obrazkowej (chyba, że jest pretensjonalnym burakiem, wtedy pewnie zastępuje przemoc surrealistycznym przedstawieniem [wstaw cokolwiek]). Popularność Kick Ass była zaskakująca – nic więc dziwnego, że szybko (a nawet zadziwiająco szybko) został desygnowany do adaptacji filmowej. Studio filmowe się cieszyło, Mark Millar pociął prostytutkę w wannie pełnej dolarów [citation needed], a fani komiksów wciąż mając w pamięci przecudowny występ Jamesa McAvoy oraz Angeliny Jolie w Wanted, ścisnęli pośladki w trwodze.

I słusznie.
W przypadku adaptacji komiksów można być pewnym kilku rzeczy. Wygląd postaci zostanie nieco zmieniony. Podczas produkcji filmu zobaczysz porównanie kadru z komiksu z kadrem z filmu. Usłyszysz miliard różnych opinii będacych calkowicie pewnych co do jakości filmu który jeszcze nie wyszedł. Przeczytasz komiks. Setting filmu zmieni w jakimś stopniu komiks. Fabuła zostanie wygładzona i zgłupiona

Kick Ass spełnia je wszystkie. Mamy inne stroje (imho – gorsze i wyglądające ultra przerysowanie), inne relacje między postaciami (serio co się dzieje na lini Steve –tadziewczynaktorejimienianiepamietam) i w końcu całkiem spieprzone zakończenie.
Millar wydawał Kick Ass z regularnością ciepłych posiłków w życiu żula. Produkcja filmu właściwie towarzyszyła komiksowi i wiele osób zastanawiało się jak do końca działa ten cały układ. Czy komiks był dopasowywany do filmu, czy na odwrót? I jeśli ta więź była tak mocna to czy możemy oczekiwać pełnego przełożenia powieści na ekran?

'Yeah we changed some things. So what? Want to get raped?'

Ostatni zeszyt został w końcu wydany w marcu 2010 – miesiąc przed premierą kinową tego wraku.
I trzeba przyznać, był super – od pierwszej kartki przez sukcesywne mordowanie wszystkiego co się rusza, aż do świetnego zakończenia Millar serwowal nam interesującą papkę pełną wspomnianej już wcześniej przemocy i ciętych dialogów.

A potem pojawił się film – i tu od razu warto zaznaczyć – jest w miarę wierny swojej rysowanej wersji – w miarę. Mniej więcej jak Watchmen, czyli oprócz kilku kadrów żywcem wyjętych ze stron zeszytu nie ma żadnych podobieństw. Dodatkowo aktorzy jakoś nie zaskakują (może oprócz tej młodej, jakjejtam that’s what I call quality research) i nawet Nicolas Cage jest jakiś dziwny (Weird! I know!). No i soundtrack to w większości nowe Prodigy, które całkowicie do mnie nie przemawia. Ale, ale – kogo to obchodzi. W końcu najważniejsza rzecz na którą wszyscy czekają to bezsensowna przemoc. I Banter Banter nie byłby waszą ulubiona nerd-stroną gdybyśmy nie skupiali się na istotnych rzeczach. No więc ta też niestety zawodzi – przemoc miała być Kick-Ass, zamiast tego niestety otrzymujemy kilka może i dobrze schoreografowanych scen walki, jednak są one krótkie i tak naprawdę wszyscy widzieli je już wcześniej w trailerach (serio, jeśli liczyłeś na jakieś nowe sceny z Hit-Girl to ostro się zawiedziesz). Co gorsze znowu musimy wrócić do sprawy tego nieszczęsnęgo zakończenia.

HERE BE SPOILERS

Latanie na jetpacku? Gatling gun? Naprawdę? Co złego było w scenie z komiksu? Dlaczego Hit-Girl i Big Daddy muszą być przedstawieni jako kompulsywni kolekcjonerzy broni? Dlaczego Big Daddy umarł w taki lame sposób? Gdzie jest podpinanie akumulatora pod jajka Kick-Ass. I dlaczego!?!? Dlaczego dostajemy tę przeklętą, ckliwą historię miłosną. Za każdym razem kiedy ta para pojawiała się na ekranie czkałem aż w tle pojawi sie tęcza i jednorożec – to dopełniło by rzygową ilość słodkości przelewającą się przed moimi oczami. Koniec komiksowej wersji Kick-Ass stawia sprawy dość jasno – w miłości jak w życiu, ostatecznie dostaniesz po ryju. W filmie dostajemy tradycyjną dla amerykańskiej kinematografii opowiastke o tym jak to bycie świetnym przyjacielem i ostatecznie wyznanie prawdy na temat swojej miłości do cycuszków sprawia, że twoja wybranka będzie Cię kochać jeszcze mocniej. Może to wyda sie dziwne – ale jakkolwiek cały film wydał mi się nieinteresujący i czasem frustrująco niedokładny to najbardziej mierziło mnie właśnie przedstawienie tego kretyńskiego związku. Bo to taki kolejny kopniak w ryj z półobrotu. Tak jakby tradycyjny widz kinowy nie mógł przełknąć tej strasznej i brutalnej historii o tym jak to biedny amerykański chłopak zostaje odrzucony przez piękną amerykańską dziewczynę.

Podsumowując – Kick Ass to film słaby jeśli czytałeś wcześniej komiks. Jego obejrzenie sprawi, że jeszcze bardziej znienawidzisz Millara i przepełni cię jeszcze większy strach na myśl o kolejnych adaptacjach twoich ulubionych opowieści graficznych. Jeśli nie widziałeś nigdy na oczy komiksu (co robisz na tej stronie?!) – będzie to co najwyżej średnio-zadowalający film opowiadający dziwną historię chłopca który chce zostać superbohaterem. W tradycyjnym hollywodzkim klimacie superhero movie dostaniesz godzinę opowiadającą genezę bohatera, chwile spokoju i wożenia się po mieście z nowymi umiejętnościami (lub samochodem w tym wypadku), fuck-up i zadowalające wszystkich na sali kinowej zakończenie, które pozwala się czuć dobrze i sprawia, że następny dzień nie wydaje się już tak przerażający.

PS. Jeśli twój film dostał rating R to znaczy, że możesz zrobić więcej niż przy PG-13, czemu tego nie wykorzystać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz