Prawdziwe arcydzieło spod ręki Johna Carpentera, było ponurą antyutopią, dość charakterystyczną dla tego reżysera na początku lat 8o-tych. Świat był brudny, ludzie zdegenerowani, czyny haniebne a piwo rozwodnione. Nowy Jork, a dokładniej Manhattan został zamieniony an więzienie, a raczej miejsce pobytu różnej maści zwyrodnialców. Pech chce, że właśnie tam rozbija się kapsuła ratunkowa z prezydentem USA (grany przez Blofelda z "Zyje się tylko dwa razy"), i co ważniejsze, kasetą z arcyważnym przekazem.
Tak, dzieci, kiedyś nie było pendrajwów.
Nie zaspojluje wiele, gdy powiem, że prezydent wpadł w nieodpowiednie ręce.
Ręce Issaca Haysa, czyli Chefa z "Miasteczka South Park". Nie bójcie nic! Na ratunek rusza prawdziwy bohater - Snake Plissken, były rabuś, aktualnie więzień w przepasce na oko. Hmm, może nie jest to definicja prawdziwego bohatera, ale przynajmniej zna się na robocie. A gdybyście zastanawiali się czy można być większym badassem z pierwszym imieniem "Snake", otóż odpowiedź brzmi: "Tak".
![](http://img524.imageshack.us/img524/4345/snakeii.jpg)
Kurt Russell wspiął się na wyżyny nieogolenia i patrzenia spod łba. A tym którzy nie mogą wyczekać do końca powiem tylko tyle - warto. Pozostaje po nim poczucie zwycięstwa, prawdziwy anarchizm i chęć zniszczenia najbliższego pomnika władzy. W celu opanowania tych chęci polecam lekturę Biblii albo przejażdżkę koparką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz