A właściwie Kung Fu, bo tak nazywał się film w Chinach. Jest to kolejne po niezapomnianym Shaolin Soccer autorskie przedsięwzięcie Stephena Chowa. Pan Stephen jest scenarzystą, reżyserem oraz odtwórcą głównych ról w obu filmach i robi to wyśmienicie.
Humor? Jest. Sceny walki? Są. Dziwaczne postaci i szalona fabuła? Też, nawet w nadmiarze. Właściwie wszystko tu jest w nadmiarze. Mamy sceny taneczne oraz masowe bójki. Mamy humor sytuacyjny i fabułę o porachunkach gangów. Poza tym mamy poważne sceny śmierci bohaterów no i slapstick taki jak tu:
To nie ostatni z serii wyśmienitych dowcipów, choć mniej tu absurdalnego humoru niż w Shaolin Soccer to uśmiejecie się nie raz. Pod koniec filmu skręcamy odrobinę w poważniejsze rejony, choć i tak ani razu nie jest to film robiony na serio.
Stephen Chow ma w planach stworzenie seqeuela swego hitu (najlepiej sprzedający się film w Hong Kongu), więc mozna zacierać rączki.
Szaleństwo!
P.S. Jak zwykle polecam wersję z napisami, choć dubbing nie jest zły, oryginalne głosy to jest jednak to. Zwłaszcza jak znasz chiński.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz