niedziela, 30 sierpnia 2009

Weekendowa Lista Top 6: Złośliwe strony internetowe

Nie widzę niczego wstydliwego w przyznaniu się do odczuwania przyjemności z czyjegoś nieszczęścia. Jest to bardzo naturalne, choć nasza kultura i konwenanse potrafią stępić to odczucie, albo chociaż je ukryć.
Jest jednak miejsce, w którym rzeczone konwenanse oraz kultura są w głębokim odwrocie. Chodzi oczywiście o naszą żywicielkę - Internet. Oto krótka lista miejsc w których natrącanie się z innych jest w dobrym tonie.


6. Worst Cartoons Ever


Jerry Beck kolekcjonuje najgorsze, najbardziej śmieciowe, najtańsze i najokropniejsze filmy animowane z przepastnych czeluści amerykańskiej telewizji. Sam nie jest zbyt złośliwy, ale materiał. który ukazuje się na jego stronie to czysta poezja. Ciężko uwierzyć, że takie rzeczy uznano kiedyś za nadające się dla dzieci. Z drugiej strony kiedyś dzieciom podawano morfine i barbiturany jako "uspokajacze".

To były czasy.


5. Look at this fucking hipster


Hipsterzy są kolejną grupą społeczną z której lubimy się natrącać. Noszą okulary, nawet gdy ich nie potrzebują, szaliki, gdy nie jest zimno i głowy, choć są puste, że możnaby rozegrać ich uszami partyjkę ponga. Ten fotoblog ukazuje ich w naturalnym środowisku. Możemy podziwiać ich napuszone gesty i ironiczne wizerunki.

Pamiętajcie, że zaraza hispterska nie ominie Polski! Szykujcie się na ciężkie czasy. Czas Pogardy i Wilków!


4. Failblog

"Schadenfreude" to radość z czyjegoś nieszczęścia. Failblog to codzienny zastrzyk tegóż. Jeśli chcecie prawdziwej złośliwości oraz pokazu siły "anonymusa" polecam sekcję komentarzy. Ubaw po pachy.


3. Stuff Hipsters Hate

Kolejny raz ostrze satyry zamierza się na hispterów, tym razem wyjątkowo celnie. Próćz zdjęć mamy też komentarz, który zadziwiająco trafnie podszywa się pod obśmiewanych. Zero empatii i sto procent złośliwości - tego oczekujemy od strony, która z zamierzenie ma gnębić innych.

Pamiętajcie dzieci - charakteru się nie wybiera w trakcie życia, tylko w trakcie tworzenia karty postaci. Bierzcie neutralnego złego.


2. Hot Chicks with Douchebags

Król. Mistrz. Praszczur i Założyciel.

DB1.

Widmo krąży po świecie - widmo douchebagerstwa. Od słonecznych plaż Miami przez bary New Jersey po kluby z seleckją w Europie Zachodniej. Ludzie pokazujący swe brzuchy, używający kremów do brwi, noszący łańcuchy, składający palce w dziwne gesty. Wszytskich ras, kolorów i prominencji.

Ich towarzyszki, zanęcone zapachem wody kolońskiej i aromatyzowanego żelu do włosów. Stracone dla świata.

Msuimy walczyć! Jeśli czytasz te słowa, jesteś Ruchem Oporu.


1. Dork Yearbook

Ponieważ nie jestem człowiekiem bez dystansu do siebie, polecam i tą stronkę.


Zaraz, zaraz skąd oni mają zdjęcie?

piątek, 28 sierpnia 2009

Crazy Nerdcore Friday vol.3

Wszystkich oczekujących zeszłotygodniowego spotkania z nerdcorem muszę przeprosić, ale wakacje rządzą się swoimi prawami. Tak i Crazy Nerdcore Friday musi mieć czasami odskocznię (już po dwóch razach, a co!) i dzisiaj nie zajmiemy się pryszczatymi fanami WoW-a, którzy rapują, ale kimś znacznie, znacznie lepszym.
MF Doom to chyba jedyny przykład artysty, który ucieszyłby najbardziej wybrednego nerda i bezwłosego miłośnika hip-hopu. Wyobraźcie sobie kolesia, który przybrał ksywkę od mega cool postaci z komiksu, chodzi cały czas w żelaznej masce i tytułuje się mianem "Supervilian", a dodatkowo ma komiksowe teledyski. Mokry sen nerda, jak Nintendo kocham. MF Doom ma to wszystko, a dodatkowo kapitalne teksty (o tym, jakim jest supervillian, oczywiście) techinkę i muzykę. Cud, miód i orzeszki. Nie jest to może nerdcore sensu stricto, ale jeżeli ktoś ma tyle wspólnego ze światem komiksów, superbohaterów i superłotrów, to wyjścia nie ma - musi się tu znaleźć. A - jeszcze jedno - Doom też uważa, że Batmana i Robina łączy coś więcej.
Poniżej jeden z najwybitniejszych kawałków Dooma (na bicie Madlib), z kapitalnie nerdowskim klipem:

Łebski Komiks: Comixed


Comixed nie jest tak naprawdę webkomiksem. Jednak jest na tyle zabawny że nie mogłem go pominąć. Zbudowany w formie lolbuilderowego blogu ma proste motto: "Picture. Caption. Repeat."

W sumie obrazki się powtarzają, mamy X-Zibita, czterech cieszących się facetów, oraz dowcipy z Jokerem i Batmanem. Oprócz tego dostało sie naszym najwięszkym idolom od Arniego począwszy na Williamie Shatnerze skończywszy.

Prosta formuła i śmianie się z innych ludzi - kupuję od razu. Dodajcie sobie do zakładek, bo warto.

LINK (nie ten z Zeldy)

środa, 26 sierpnia 2009

Indie Game Of The Week - Bullfist

Nie mam absolutnie żadnego pojęcia co wspólnego mają biegnące byki z komunizmem i walką z kapitalistycznym najeźdżcą, ale najwyraźniej taki związek istnieje. Skąd ten wniosek?
Oto ekran startowy gry Bullfist stworzonej między innymi przez pana o imieniu Alex May, który to był odpowiedzialny za kultową w niektórych kręgach (jeśli wiesz o czym mówię to spotykamy się w fortecy na drzewie dzisiaj po szkole. moja mama zrobi kanapki) grę Dyson.
Ogolne zasady prezentują się następująco:
  • ekran przesuwa się z prawej do lewej
  • sterujesz bykiem i zbierasz zranione byki aby dołączyly się do twojego stada (Gears of War style ofc)
  • im wiecej byków w stadzie tym wieksze symbole kapitalistycznego oprawcy możemy zniszczyć (kapitalistyczne świnie, dekadenckie kapitalistyczne automobile, caly kapitalizm)
  • masz 1 minute aby zdobyc jak najwiecej punktow

Sounds fun eh? W końcu nie ma nic lepszego niż trochę wspólnej pracy robotniczej ku chwale partii.

Bullfist

/mod

wtorek, 25 sierpnia 2009

Banter Banter proudly presents: Transporter


Nakręcony w 2002 roku film koprodukcji amerykańsko-francuskiej (Luc Besson współscenarzystą) był bardzo ambitnym spojrzeniem na problem nielegalnej imigracji oraz ogromnej ilości cierpień przez nią wywołanych.

Oczywiście te ważne sprawy nie oderwały nas od spraw ważniejszych - Jasona Statham bijącego ludzi po twarzach i jeżdżącego samochodem.

Juz pierwsza scena filmu uświadamia nam jak wielkim badassem jest Frank Lucas. Ma zasady i trzyma się ich, nawet za cenę ludzkiego życia. Pewnego dnia jednak przyjdzie mu złamać te zasady bla bla bla      BLA!

Chcecie akcji? Jest. Pościgi? Są. Sceny walki? I to jakie. Jason Statham robiący groźną minę? A jakie inne ma?

Pierwsza część sagi o Franku Lucasie jest zdecydowanie najstrawniejsza. Nie mówię że nie jest głupia, o nie. To jest durny film. Ale nie idiotycznie durny jak druga część i źle głupi jak trzecia. Poza tym Jason ma wyjątkową niechęć do trzymania koszuli na sobie więc będziecie w stanie namówić przedstawicielkę płci pięknej do obejrzenia razem z wami (albo innego faceta, nie oceniam).

Kino lat 80.  z bohaterem a la lata 90. i zrealizowane w XXI wieku. Czego chcieć więcej?

niedziela, 23 sierpnia 2009

Weekendowa Lista Top 6: Seryjni mordercy, którym po cichu kibicujemy.

Czy chcemy czy nie, seryjni mordercy są częścią popkultury. W rzeczywistości to odrażające postaci, zdegenerowani socjopaci i po prostu obrzydliwi kryminaliści. Wszystkim, którzy widzą w takim zajęciu coś romantycznego polecam film "Zodiak' lub obejrzenie wywiadu z Richardem Kuklinskim.

Jednak wśród nich udało się twórcom przemycić kilku, którzy zyskują naszą sympatię. Czy to ze względu na ich szlachetne pobudki, czy też z uwagi na samą konstrukcję postaci, albo jeszcze bardziej odrażających adwersarzy.

Pamiętajcie jednak - komisarz Lew nie popiera wymierzania samemu sprawiedliwości! Zostawice to policji oraz straży miejskiej!


6. Rorschach


Można się przyczepić, żę Walter Kovacs tak naprawdę nie jest seryjnym mordercą, ale idąc tym rozumowaniem, mozna przyczepic się do wszystkiego, więc jesli chcesz to zrobić to ja wypadam z głupiej gry.

Jedna z bardziej ikonicznych postaci Watchmenów jest opętana ideą sprawiedliwości i po manichejsku dzieli świat na dwie połowy. Jedna może żyć w pokoju, druga ma przechlapane.

Rorschach nie obija się i wymierza wyroki często i gęsto, co pozwala nam zapytać - gdzie przebiega granica między szaleńczą dewocją a poszukiwaniem sprawiedliwości?

Poza tym ma fajny strój.


5. Jason Voorhes / Micheal Myers / każdy morderca z horroru z udziałem amerykańskich nastolatków

Nie ma wątpliwości, że to odrażajcy mordercy (niektórzy z nich to nawet mutanto-zombie-grzmotozordy), ale nie można im nie kibicowac widząc kogo mają za cel. Może to tylko mój pokręcony umysł, ale wrzeszczące amerykańskie nastolatki z "Krzyku" czy "Koszmaru minionego lata" są dla mnie idealnym mięsem armatnim.

Duża w tym zasługa scenarzystów, którzy uczynili te postaci tak nieznośnymi, że sami chcielibyśmy wskoczyć tam z siekierą i poutrącać kilka głów. Nie wiem co takiego tkwi w Złotej Amerykańskiej Młodzieży, ale na pewno nie otrzymają ode mnie grama współczucia.

Naprawdę? Wchodzenie do ciemnego domu, wiedząc że gdzieś kręci się morderca i od razu udanie się pod prysznic? Lemingi mają więcej instynktu samozachowczego.


4. Patrick Bateman


Książka oraz film "American Psycho" to jedna z lepszych czarnych komedii na świecie. Patrick Bateman jest tak przesadzona postacią, że aż śmieszną. Apoteoza japiszoństwa oraz pustoty emocjonalnej, budzący jednak dziwną fascynację.

Ze względu, iż ciężko go traktowac jak postać z krwi i kości, wszytskie jego bezeceństwa uchodzą w naszych oczach płazem. No i scena z wizytówką.

Poza tym nie zapominajmy:

HE IS GODAMNED BATMAN!


3. Hannibal Lecter


Żadna lista dotykajća tego tematu nie obejdzie się bez pana w brązowym, skórzanym śliniaczku. Doktor Lecter jest bardzo wykształconym człowiekiem o wielkiej kulturze osobistej oraz zamiłowaniu do spożywania ludzkiego mięsa.

Different strokes for different folks!

Aura inteligencji i niebezpieczeństwa sprawia, że jesteśmy zafascynowani jego postacią. Nie dajcie się jednak zwieść! Szczególnie do lasu, bo tam was Hannibal zeżre.


2. Yagami Light "Kira"


Kolejny człowiek opętany ideą naprawy świata za pomocą eliminacji złych ludzi, Yagami Light jest głównym bohaterem anime "Death Note". Ciekawa kryminalna intryga, interesujące postaci i dobra animacji trzymają w napięciu przez bite 37 odcinków.

Jeśli chodzi o naszego bohatera, wszedł on w posiadanie zeszytu, który pozwala za pomoca zapisania w nim czyjegoś nazwiska posłać ta osobę na łono Abrahama. Wszytskie wysiłki, matactwa oraz gigantyczna góra zwłok ma przybliżyć świat do idealnego stanu, w którym sprawiedliwość byłaby najwyższą wartością.

Nieczęsto możemy podziwiać osobę tak bezwzględną, a jednak budzącą sympatię. Polecam całą serię.


1. Dexter Morgan


Zdecydowanie najsympatyczniejszy morderca w historii świata, Dexter Morgan, pracownik laboratorium medycyny sądowej z Miami, powrócił w tym tygodniu do nas z nowym seoznem swych przygód.

Więcej o tym jutro.

piątek, 21 sierpnia 2009

Łebski Komiks: See Mike Draw


O dziwo Mike i jego komiks jest juz względnie popularny w polskim internecie. Jak zresztą wszystko co pojawi się na Joemonsterze. 

Ale niełudźcie się! Ja go odkryłem pierwszy!

Właściwie nie można tego ustalić, ale oddalamy się od meritum - komiksy Mike, udostęoniane w formie blogu to naprawdę pierwszej jakości humor. Nie ominął także bliskich mojemu sercu tematów takich jak "Star Wars", Skynet, Zombie-Apokalipsa, Lego, Muppety, oraz naśmiewanie się z "Twilight", LOLcatów i Kościoła Katolickiego.

Ale dużo linków!

Archiwa Mike są po lewej stronie więc nie potrzeba dodatkowego linku. Niestety nie można liczyć na nadmiar produkcji z jego strony, ale za to pierwszej jakości.

czwartek, 20 sierpnia 2009

Indie Game Of The Week - When Pigs Fly



Ostateczny dowód na ewolucję, pięść w twarz wszystkich kreacjonistów i bogobojnych użytkowników instytucji zwanej kościołem - świnia ze skrzydłami. Z takim pomysłem nie można nie trafić. No może z małym wyjątkiem, niewielkim detalem, drobnostką - skrzydła są do bani i rozpadają się za każdym razem kiedy czegoś dotkną. Cóż za szaleniec mógł wymyślić coś tak przerażającego? Przyznam, że nie wiem. Można sprawdzić na newground, ale czy to ważne? Nie. Co jest ważne to to, że gra jest całkiem wciągająca, historia bardzo życiowa (kto nie wpadł nigdy do dziury?) a muzyka hipnotyzuje. Niestety nie istnieje ani pauza ani system kodów także za każdym razem kiedy zaczynamy grę musimy przechodzić wszystkie levele od początku. A jest ich dużo i są frustrujące. Bardzo frustrujące. Conajmniej jak brak kanapki z PB&J. Tak patrzę na ciebie ty niedotrzymujący słowa buraku.

When Pigs Fly



/mod

wtorek, 18 sierpnia 2009

Banter Banter proudly presents: Bloodsport


Hell Yeah! Film z 1988 roku, który tak naprawdę awansował Jeana-Claude'a Van Damme'a do Hollywood. Dowód?

Jego poprzednie występy to rola w "Karate Tiger" i epizod w "Monaco Forever" jako gej-karateka. Nie sądze żeby były to produkcje, które trzymacie na swoich półkach. Za to "Krwawy Sport" to naprawdę film, który zyskuje wraz z czasem. JCVD był w szczycie swojej formy sportowej, zresztą przykładowa walka:

Może nie jest najlepsza, ale nie chcę sprzedawać wam soczystszych kawałków. I tak, nie mylicie się - ten czarnoskóry pan to Forest Whitaker, pierwowzór Afro Samuraia. I nie mylicie się po raz drugi - ten stoicki pan w opasce to Bolo Yeung.

A tak wygląda Bolo jak się wkurzy:

Holy Shit!

Dla samego Bolo Yeunga warto obejrzeć ten film, choć prócz okrzyków wypowiada w tym filmie tylko dwa zdania. Jakie? Zobaczcie sami.

Jeszcze trochę o panu powyżej. Ciężko uwierzyć ale zagrał w ponad setce filmów, w większości wcielając się w szwarccharakterów, raz wcielając się w samego siebie. Poza tym uczył się u Bruce'a Lee, był mistrzem Chin w podnoszeniu ciężarów, mistrzem kulturystki, ochroniarzem w klubie oraz przepłynął do Hong Kongu wpław! no dobra jedno z tych nie jest prawdą.

Nie był ochroniarzem w klubie.

Zobaczcie koniecznie.

P.S. Jeśli myślicie, żę Jean "Muscles from Bruxelles" Van Damme słabo zagrał w tym filmie, spójrzcie pokrótce na czwartą część "Krwawego Sportu" czyli "Mroczne Kumite". Wstrząsające przeżycie.

P.S. Ja oglądałem powyższy po niemiecku. High five anyone?

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Kim jest Felicia Day? I dlaczego ją kochamy?

Jeśli oglądaliście chociaż jeden odcinek "The Guild" pytania są niezasadne. Jeśli nie to:


Jest to piosenka nagrana w przerwie między sezonem drugim a trzecim serialu o grupie uzależnionych od gry MMO wyrzutków. Poświęćcie chwilę czasu obejrzyjcie całość pod tym adresem. Jak kiedys powiedział emode - pierwszy sezon trochę powoli się rozkręca, ale jeśli byliście kiedyś uzależnieni od WoWa lub jego kuzynów to odnajdziecie się doskonale.

To nie jedyny projekt w którym mogliśmy ujrzeć pannę Day. Joss Whedon (ten od "Buffy", "Firefly' i "House of Dolls") zebrał świetną ekipę w której znaleźli się Neil Patrick Harris, Nathan Fillon, Simon Helberg (Howard Wolowitz z "Big Bang Theory") oraz właśnie naszą bohaterkę i opowiedział krótką historię o Doktorze Horrible.

W formie superbohaterskiego musicalu. Oto część pierwsza:

Kolejne są dostępne po kliknięciu na ekran i w powiązanych. Jest ich sześć. Więc zajęły by dużo miejsca. Ok, dobra. Oto pozostałe:

II

III

IV

V

VI

Uff! Kawał ciężkiej roboty. Bardzo porządny mini-serial.

Poza tym występuje także w roli sprośnej wróżki w serialu "The Legend of Neil", parodii przygód Linka. Pierwszy odcinek w którym wystąpiła:

Legend of Neil, Episode 3


Nawet śmieszny serial.

Także oddajemy cześć Felicii Day - wznoszącej się gwieździe internetowych produkcji, życzymy wielu sukcesów i roli w kolejnym filmie "Star Trek". I żeby nie zmieniała koloru włosów.

niedziela, 16 sierpnia 2009

Weekendowa Lista Top 6: Problemy Geeków w Polsce

Polska nie jest zapóźnionym krajem. Prócz Osobowic oraz (na szczęście zlikwidowanego) sklepu na ulicy Ruskiej. Ale jedną rzeczą jest ogólny poziom rozwoju cywilizacyjnego a komfort życia dla geeków. W Japonii nikt nawet nie śmiałby dyskryminować tej grupy w Ameryce interesowanie się nerdy stuffem jest bardzo modne. Europa Zachodnia oczywiście z chęcią te wzorce kopiuje.

A Polska?

Właśnie - oto krótka lista problemów z którymi spotykam się w tym main queście, przez laików znanym jako życie. Jesli spotkaliście z czymś jeszcze - nie bójcie się walnąć w sekcji komentarzy.

Geek Pride Everyone!


6. Helpdesk

To, że grasz w gry komputerowe oznacza, że znasz się na komputerach? Według większości - tak. No cóż pora na szybki update. Korzystanie z komputera, a nawet programowanie nie wiąże automatycznie się z opanowaniem jego budowy oraz zdolności naprawienia go. Czasami tak, i szanse na to są duże, ale czy jeśli mój znajomy jest rolnikiem to proszę go żęby mi dawał jedzenie za darmo? Albo mój kolega który interesuje się militariami jest pierwszą osobą, którą poprosiłbym o zamordowanie wskazanego celu?

Właściwie to tak. Ale to materiał na inną opowieść.

Powyższa koszulka (dostępna na Think Geek) może uzmysłowić to przechodniom. Jeśli nie pomoże - pozostaje kupienie gadającego kruka i nauczenie go tej frazy.


5. Dziecko

Nie, nie chodzi mi o prawdziwe dzieci. Albo szansę spłodzenia takowego, która, bądźmy szczerzy, jest dość nikła. Chodzi o utożsamienie naszych zainteresowań z dziecięcymi.


"Komiksy są dla dzieci", "Seriale animowane są dla dzieci", "Gry są dla dzieci". Wiecie co jeszcze jest dla dzieci? Spodnie. A nikt nie nazywa noszących spodnie dziecinnymi. Wszystkie rzeczy które wyżej wymieniłem wychodzą także w wersjach dla dorosłych. Daj dziecku "Watccmenów" i zobaczymy co z tego zrozumie.

Ha!

Najgorszą sławą obecnie cieszą się zapewne gry. Słychać oburzonych rodziców, którzy narzekają, że jakaś gra jest brutalna, albo wyzywająca. Czy ona jest dla dzieci? Nie. Czy owi oburzeni rodzice kupują swoim pociechom gorzałę? Nie sądzę.

No chyba że kupują, wtedy mogę im przybić piątkę.


4. Ameryka

Przed chwilą pisałem, że to wymarzona kraina dla geeków, a teraz na nią rantuję? Tak, ale że szlachetnych powodów. Patriotycznych!

Tja. Tak naprawdę jesteśmy skazani na Amerykę. Powoli budujemy swoją markę na przykład na polu gier komputerowych (co prawda najpopularniejszą będzie prawdopodobnie historia westernowa ale cóż...) oraz fantastyki. Ale reszta leży i kwiczy. Niemcy potrafią nakręcić film o Nibelungach, Francja ma bardzo silny rynek komiksowy. A u nas?

Gumowe potwory w "Wiedźminie".

Może trochę narzekam, ale jeszcze przez długi czas skazani będziemy na przeżywanie wspomnień amerykańskich geeków.


3. Metal

To jest moje bardzo personalne przekonanie, niektórych może zranić. Jesli tak się stanie, to obetrzyj łzy bo ci się makijaż zniszczy.

Wśród polskich geeków muzyka metalowa jest numerem jeden. Koszulki z rysunkami wilków, umięśnionych barbarzyńcow, potworów i czego tam jeszcze oraz nazwami zespołów, których odczytanie graniczy z cudem opinają wątłe klaty polskich nerdów. Zagranie w gry figurkowe lub tekstówki oznacza otrzymanie darmowego zestawu nagrań metalowych.

Damn, ja też słuchałem kiedys metalu!

Problem nie tkwi w muzyce, jest ona spoko. Problem tkwi w braku różnorodności. Zamknięciu się na odmienność. Odpychanie innych sądów. Oraz zamiłowaniu do brutalnego porno.

Serio, chłopaki, o co chodzi?

Trzeba zdjąć klosz z głowy, otworzyć się na inne. Śmiało podążać tam, gdzie nikt nie podąża. To nie ja to mówię, ale Gwiezdna flota tego wymaga!


2. Sklepy


A raczej ich brak. Skazani jesteśmy na import, kombinatorykę i ogólnie metody rodem z PRL. Oczywiście znam prawo podaży i popytu. Póki co siła nabywcza polskich geeków jest nikła, tak są realia.

Co nie oznacza, zę się z nimi zgadzam.

Sklepów z grami, komiksami, koszulkami, figurynkami, filmami i wszystkim co nas interesuje po prostu nie ma. Nie ma!

Khaaaaaaaaan! Import ze Stanów to prawdziwym problem. Gdy dolar stał po 2,50 to jeszcze można było łyknąć. Teraz trochę boli.


1. Liczebność

Policzcie ilu znacie ludzi, z którymi moglibyście naprawdę porozmawiać o swoim hobbym.

Raczej palców u rąk wam starczy.


sobota, 15 sierpnia 2009

Crazy Nerdcore Friday vol. 2

Nie, nie będą to Beefy i Doctor Popular, bo są całkiem nieźli (jak na nerdcore, ofcoz). Będzie to znany i lubiany YTCracker, który - uwaga - ma nawet laski na scenie. Ktoś powie - ej, chłopak jest niezły, ma fajną muzyczkę, tekst też dobry (bo kto nie lubi NES?). Ja powiem: oh, oh, oh, reaaaly?:

Rzeczywiście, ośmiobitowa przyjemność w tle może odwieść nas od sedna sprawy. Sedno tkwi w stwierdzeniu: YTCracker ssie. "I don't break bricks on a Mario/But still oldschool like Atari yo" - wtf? A młodzieniec, który zrobił klip do tego kawałka i dodatkowo (how lame is that?) sam w nim
występuje, ruszając ustami? Spójrzmy na image naszego małego bohatera. Jasne, czepianie się, ale jeżeli kreujemy się na pimpa z padem do Nintendo (okolice 1:16), to coś jest nie tak. Można ładnie i zabawnie wykorzystać konwencję napuszonego, ulicznego rapu do zabawnego, ironicznego nerdcoru (jak ci goście), ale fan YTCrackera jest... eee... Nieśmieszny? No i jak można pokazywać się na tle menu głównego Mega Mana? Dla mnie to osobista zniewaga. Sam YTCracker to spora gwiazda, grywa koncerty, ma grono fanów.

Co nie zmienia faktu, że ssie.


czwartek, 13 sierpnia 2009

Łebski Komiks: Hijinks Ensue

Banter Banter to blog o kulturze geeków. Komiksy, gry, filmy, książki i zabawki z pogranicza fantasy, science-fiction i niskiej atrakcyjności dla płci przeciwnej to nasz chleb powszedni. Podobnie przez życie brnie Joel Watson, twórca Hijinks Ensue.

Wraz ze swoimi kolegami Elim i Joshem cierpią te same katusze co my wszyscy. Wiedzą co znaczy ból, gdy wasz ulubiony serial spada z anteny, albo gdy serwer pada bo jakieś durne dzieciaki drą się do mikrofonów. Joel zawsze trzyma rękę na pulsie więc najnowsze wydarzenia z naszego świata są mu nieobce. Minus? Komiks jest w całości oparty na aktualnościach, które dość szybko przemijają.

Jak całe życie. Chlip!

Tu macie link do samego komiksu (nie robię wyjątków bo humor, jak wspomniałem, dość szybko się starzeje, ale jeslijestećie uparci - archiwum, wyszedł mi dłuższy tekst w nawiasie niż poza nim, ale to nic niezwykłego, taki sceniczny szept).

I tak powyższa koszulka jest autorstwa pana Watsona, zresztą jak i inne.

Indie Game Of The Week - Super Xtreme 5 Minute Shooter


Niewiele jest słów, które mogą opisać szaleństwo jakie dzieje sie na ekranie podczas 5 minut grania w tego cudownie napakowanego retro SHMUP'a. A wszystko to wina zasad jakimi rządzi się SX5MinS - rozgrywka trwa tylko 5 minut, o czym informuje wielki zegar w prawym dolnym rogu ekranu, kiedy dojdzie do końca - wygrałeś, brawo, możesz chwalić się swoim znajomym (gdybyś ich posiadał). Brzmi łatwo, ale jak już wspomnialem wcześniej na ekranie nie ma milimetra wolnej od wrogów lub ich pocisków przestrzeni. Co za tym idzie przezycie nawet dwóch minut staje się nie lada wyczynem. Ja za pierwszym razem dałem radę dotrwać do 3:30 co sprawia iż jest to mój najlepszy czas w całym moim życiu (wliczając seks) - i właśnie dlatego SX5minS jest Indie Game Of The Week.

Super Xtreme 5 Minute Shooter


/mod

wtorek, 11 sierpnia 2009

Banter Banter proudly presents: Dom Latających Sztyletów


My w Banterze jesteśmy prawdziwym mężczyznami. Męskimi Mężczyznami można nawet rzec. Nie oznacza to że nie jesteśmy ślepi na wizualne piękno. A film Shi mian mai fu jest zdecydowanie pięknym filmem, zapierającym dech w piersiach freskiem namalowanym pastelowymi barwami.

Poza tym literalnie tłumaczy się jego tytuł jako "Atak z dziesięciu stron na raz". I wypełnia tą zapowiedź co do litery.

Ta krótka scena (nie chciałem wam sprzedawać finalnej bo jest lekkim spojlerem) oddaje ducha kina wuxia, czyli pół-baletu pół-naparzaniny. W tle przewija nam się historia miłosnego trójkąta oraz polityczna intryga, ale liczy się głównie to, że ekipa z tytułowego Domu potrafi rzucać sztyletami jak rakietami samonaprawadzającymi. Dużo kopania oraz wściekłych grymasów. Pościgi i zdradzonych przyjaciół. Poza tym mamy obowiązkową walkę w bambusowym lesie (niezła rozróba) no i Zhang Zyi patrzy na nas swoimi smutnymi oczami.

Aaa! Wypalają mi dziury w mózgu!

Świetny film i jeśli macie okazję obejrzyjcie go z jakąś panią, a na pewno nabierze się myśląc, że jesteście uczuciowi i wrażliwy. A jesteście przecież MM!

niedziela, 9 sierpnia 2009

Weekendowa Lista Top 6: Największe douchebagi w świecie komiksów.

Oczywiście mówimy o komiksach o ludziach, którzy nie wstydzą się nosić majtek na spodniach, czyli o superbohaterach. A słowo douchebag tłumaczyłem juz po wielokroc, jeśli nie wiesz co znaczy to chyba sam nim jesteś. Startujmy więc z mocny uderzeniem.


6. Hitman

Stworzona przez Gartha Ennisa postać mizoginystycznego zawodowego zabójcy pije, klnie i wykonuje swój fach w totalnie douchebagowej manierze. Nie mam mu tego za złe, tak został napisany. Samozadowolenie z siebie oraz obrzydliwa pewność siebie daje mu 6 miejsce na naszej liście.

Dość nisko biorąc pod uwagę, że jest to człowiek który strzelał ninjom w jaja. Naprawdę, to się zdarzyło.


5. Sentry

Ależ to jest słaba postać.

Marvelowa wersja Supermena, czyli Bob Reynolds to niezniszczalna istota, która nawiedziła nas w 2000 roku i od tego czasu zapewnia nam duzo rozrywki. A pisząc to mam na myśli, że wkurza wszystkich do bólu.

Ostatnimi czasy jest finalnym argumentem Normana Osborna (Zielonego Goblina) we wszelkich dyskusjach. Naprawdę, po co umieszcać w świecie omnipotentą istotę, której głónym zadaniem jest tlko płakanie po kątach i pseudoschizfreniczne zachowania. Poza tym Bob uważa się za największego bohatera swych czasów. 

A nim przecież jest Deadpool do licha.


4. Komediant/Doktor Manhattan/Ozymanides


Pan Miller stworzył cudowną galerię totalnych dupków. Dla ścisłóści to ci trzej panowie w górnym rzędzie.

Komediant?

Zastrzelił Wietnamkę, której zrobił dziecko, zabił Kennedy'ego i zgwałcił koleżankę po fachu. Poza tym dośc odrażający typ. Raczej nie zaprosił bym go kolację. A nawet jeśli to odnosił bym sie do niego z chłodną rezerwą.

Doktor Manhattan?

Jest najpotężniejszym człowiekiem na świecie i wszytsko ma totalnie w dupie. Nie ratuje świata chociaż może, podrywa kilka razy mlodsze od niego dziewczyny. No i grzech największy - biega goły świecąc swoim niebieskim sprzętem w oczy.

Ozymanides?

Doskonały fizycznie, mentalnie i moralnie. I nie jest to przechwałka, którą rzuca do kolegów na przerwie w podstawówce. To jest prawda. No i odwalił najbardziej douchebagowy numer w historii.


3. Cable i większość postaci stworzonych w latach 90-tych


Ponure czasy Roba Liefelda na szczęście odeszły w niepamięć, ale cała menażeria jego postaci hasa na maksa. X-Factor był naprawdę durnowatym komiksem, gdzie prominentnym graczem był Cannonball.

Jego mocą był to że umiał latać. Wow.

Oprócz tego mieliśmy Warpatha, który umiał bić ludzi oraz Shatterstara, który ostatnio okazał się gejem. Co nie spodobało się Liefeldowi, ale nim na szczęście nikt się nie przejmuje. Najjaśniejszą gwaizdą w tej syfiastej konstelacji był jednak Cable, czyli:

Nathan Christopher Charles Summers Askani'son, syn Cyklopa (który sam w sobie był douchem) z przyszłości, który przybył nas uratować albo cokolwiek. Ogólnie łazi, ma małe stópki, wielkie giwery i wkurza swoim narzekaniem i ogólną dupkowatością.

Dlaczego tak nisko na liście? Trzymał się długo z Deadpoolem, który jest bardzo fajny. Tak na marginesie w tworzeniu Deadpoola swój udział miał też Liefeld, ale z czasem stał się parodią jego własnych komiksów.

Brawo Rob.


2. Green Arrow



Ollie Queen to totalny dupek, ale żeby w pełni docenić jego dupkowatość zrobię podlistę:

- Jest marną imitacją Batmana

- Trzyma się ze swoim przydupasem Speedym, który jest jeszcze większym lamusem. No i jest co najmniej o 20 lat młodszy od od Olliego

- Jest multimilionerem

- Jego mocą jest strzelanie z łuku. Serio ten człowiek strzela do potężnych istot świata DC strzałami-rękawicami bokserskimi.

- Udaje liberała, ale swoją długoletnią partnerkę Black Canary traktuje jak kurę domową.

Co za douche. Ale król douchebagów jest tylko jeden:


1. Superman

Przeczytajcie tą stronę.


(un)Honourable mentions: Hank Pym za podrywanie własnych studentek, żenienie się z nimi a później bicie. Wesley Gibson i jego tatus za ogólne douchebagowanie.

piątek, 7 sierpnia 2009

Crazy Nerdcore Friday vol.1

Czas zainicjować nowy cykl na Banter Banter, dotykający sfery, jaka w Polsce (niestety) nie istnieje. Nerdcore. Hip-hop dla nerdów? Czemu nie. Kto nie widział filmu "Nerdcore Rising" niech natychmiast nadrobi zaległości, bo ludzie, którzy się w nim wypowiadają, są kapitalni. "MC Frontalot rapuje o tym, co jest dla mnie ważne, o tym, do czego mogę się odnieść - Magic: the Gathering, uzależnienie od internetowego porno..." To tylko drobny wyimek. O ile w samym nurcie da się znaleźć artystów godnych posłuchania, to oczywiście nie będziemy się nimi zajmować. Zajmiemy się tymi, ekhem, kuriozalnymi.

Pierwszy strzał, zwycięzca WoW Idol Contest 2009:


Od pierwszej sceny jest jasne, że chłopak jest konkretny - wizerunek typowego młodocianego WoWowego "wyżeracza", koszulka Alliance, czapka (wtf?) pod słuchawkami. Koło 2:00 jest już bardzo ciekawie, bo nasz mistrz nawija pod bramą. Jest groźny, jest mocny. Young and restless, jakby powiedzieli Anglosasi.

Fani Hordy strzeżcie się! Dobrze, że nie ma maczety... Bo kominiarę już zdjął. 

czwartek, 6 sierpnia 2009

Łebski Komiks: Left Handed Toons (by right-handed people)

Tych dwóch panów powyżej to, jak możecie przeczytać, Justin i Drew twórcy "Leworęcznych Kreskówek (robionych przez praworęcznych) niepotrzebne tłumacznie trademark". I tak naprawdę jest to zapowiedź w pełni wypełniana. Drew rysuje trochę lepiej, Justin trochę słabiej, ale obu cechuje świetne poczucie humoru.

Dość często pojawiają się pewne postaci jak Wkurzające Robaki, Rogaci Kolesie, ale ostatnio wygrywa Salmon Man w dwóch odsłonach: 1 i 2.

Ależ jest żałosny.

Komiks jest regularnie updateowany, więc dodajcie sobie do zakładek bo jest naprawdę świetny. Zresztą sami sprawdźcie archiwa, jest z czego pośmiać. Może to nie żarty o martwym niemowlaku ale tez dają rady.

Indie Game Of The Week - Seven


W tym tygodniu przenosimy się do krainy porycia, gdzie matki biorą crack gdy spodziewają się dzieci, gdzie później te dzieci uczą się programowania i ostatecznie tworza gry. Bo widzicie, Seven to gra której nikt jeszcze nie pojął. Z jednej strony mamy wzorzystą tapetę w tle. Z drugiej białą kartkę przyczepioną pinezkami na której wyświetla się cała akcja. Z trzeciej pixelowe menu. Z czwartej intro i outro złożone z urywkó w filmów i zdjęć. Z piątek trójwymiarową grafikę. Z szóstej platformerowy gameplay. Co to wszystko oznacza? Że to sześcian - jeeez...

W grze sterujemy ciągle uśmiechnietym ludkiem złozonym ze wspomnianych wcześniej sześcianów. Trzeba dodać, że jego śmiech jest po pewnym czasie w równym stopniu irytujący jak i przerażający (szczególnie kiedy przyjdzie nam zmagać się z jakimś levelem 12 minut). Sama gra jest dość prosta - zbierz 7 gwiazdek i rusz czas do przodu. Czemu czas stoi? Bo wybuchła atomówka - tyle zrozumiałem z intro. Rozgrywka ma charakter typowego platformera. Niestety cele jakie są przed nami stawiane nigdy nie są do końca jasne. Na dodatek kiedy już myslimy sobie, że właściwie to od zawsze byliśmy lepsi we wszystkim i dlatego tak dobrze nam idzie - pojawia się coś tak ciężkiego w rozkminie i opanowaniu, że wspomniane 12 minut wydłuża się do 3 godzin.
Sterowanie jest toporne, levele nie są skomplikowane, zakończenie jest dziwne - dlaczego więc polecam tę grę? To jak z piciem na weselu - wiesz, że już nie możesz i zaraz się pożygasz, ale z drugiej strony jest coś fajnego we wlewaniu w siebie wódy. (wiem, wiem - jestem królem analogii)


(screena nie będzie - bo jedyny który zrobiłem to ten mówiący,
że nie zakwalifikowałem się na high score)


Seven

/mod

wtorek, 4 sierpnia 2009

Banter Banter proudly presents: Kung Fu Hustle

A właściwie Kung Fu, bo tak nazywał się film w Chinach. Jest to kolejne po niezapomnianym Shaolin Soccer autorskie przedsięwzięcie Stephena Chowa. Pan Stephen jest scenarzystą, reżyserem oraz odtwórcą głównych ról w obu filmach i robi to wyśmienicie.

Humor? Jest. Sceny walki? Są. Dziwaczne postaci i szalona fabuła? Też, nawet w nadmiarze. Właściwie wszystko tu jest w nadmiarze. Mamy sceny taneczne oraz masowe bójki. Mamy humor sytuacyjny i fabułę o porachunkach gangów. Poza tym mamy poważne sceny śmierci bohaterów no i slapstick taki jak tu:

To nie ostatni z serii wyśmienitych dowcipów, choć mniej tu absurdalnego humoru niż w Shaolin Soccer to uśmiejecie się nie raz. Pod koniec filmu skręcamy odrobinę w poważniejsze rejony, choć i tak ani razu nie jest to film robiony na serio.

Stephen Chow ma w planach stworzenie seqeuela swego hitu (najlepiej sprzedający się film w Hong Kongu), więc mozna zacierać rączki.

Szaleństwo!

P.S. Jak zwykle polecam wersję z napisami, choć dubbing nie jest zły, oryginalne głosy to jest jednak to. Zwłaszcza jak znasz chiński.

sobota, 1 sierpnia 2009

Weekendowa Lista Top 6: Najlepsze produkcje Mega64

Mega64 zajmuje się wieloma rzeczami, powstali jako web-serial, który póżniej miał zostać emitowany w kablówkach po to by znowu trafić do sieci i na strony o tematyce typowo gamingowej. Co z tego wyszło nikt dokładnie nie wie - wiadomo, że wydają swoje odcinki na DVD ale czy są dobre czy nie to już zupełnie inna sprawa. Chyba tak bo stali się na tyle popularni, że teraz kręcą reklamówki między innymi Rainbow Six, Prince of Persia czy Magic The Gathering. Myślę jednak, że jest to zasługa filmów, w których odtwarzają gameplay poszczególnych gier w prawdziwym świecie - bez żadnej fabuły czy wyższego celu. Dziś przedtawiam 6 najlepszych produkcji Mega64.

6. Paper Boy
Paper Boy był grą na Atari wydaną w 1984 roku. Przedstawiała ona życie młodego chłopca mieszkającego na przedmieściach, ktorego jedynym marzeniem było kupić sobie maszynę do robienia churro - aby zrealizować ten plan zatrudnił się przy roznoszeniu gazet. Biedny głupiec, nie wiedział co go czeka.



Plusy za wszystko, od idealnego odtworzenia wszystkich bezsensownych rzeczy czychających na paperboy'a aż po niczego nieświadomego pana rozwożącego gazety, który przyglądał się tej scenie przez całe 6 minut.


5. Katamari Damacy
Jest to gra wydana na PS2, w której głównym celem jest toczenie kuli i przyklejanie do niej wszystkiego co możliwe. To wszystko - nie ma nic więcej. Można o niej myśleć jako o współczesnej zelektonizowanej wersji Żuka toczącego kulę gówna - ot życie. Myślę, że sukces tej gry możemy przypisać hipnotyzującej muzyce - wszyscy wiemy, że coś takiego potrafi zmusić ludzi do dziwnych rzeczy.




No tak, zajęcia z angielskiego - kto mógł to przewidzieć.

4. Luigi's Mansion
Luigi's Mansion jest jednym z niewielu tytułow, w których głównym bohaterem jest Luigi. Trzeba do tego dodać, że jest chyba jedynym dobrym tytułem. Ta wydana na GameCube w 2001 roku gra była Nintendową wariacją na temat Ghostbusters. I to właściwie wszystko co musicie wiedzieć aby spodobał wam się kolejny film.




Yeah, retarded - that's the word I was lookin' for.

3. Dead Rising
Obecnie popularne są wampiry i zombie - a że gier o wampirach jeszcze nie robią to rozkładające się ciała królują w takich tytułach jak Left4Dead czy właśnie Dead Rising. Dzięki takiej a nie innej tematyce fabuła też nie musi byc jakaś specjalna - nikt tu nie czeka głębokie dialogi i rozwinięte charakterystyki postaci. Dlatego też Dead Rising wyrzuca nas - zwykłego fotoreportera - do miasta opanowanego przez zombie, naszym zadaniem jest po pierwsze przeżyć a po drugie zrobić jak najwięcej zdjęć dzięki którym zarobimy dużo pieniędzy i w końcu maszyna do robienie churro będzie nasza.



'Three days. See you on the roof'

2. Assasin's Creed
Tej gry chyba nie trzeba przedstawiać. Tak samo zresztą jak jej charakterystycznej rozgrywki, która nie nalezy do najbardziej skomplikowanych i niestety da się ją faktycznie rozbić na 10-15 powtarzających się aż do pożygania elementów. Swoją drogą to trochę jak z churro - raz żygałem po nich tak, że przysiegam wyszło ze mnie jajko z wielkanocnej święconki - a to było w nowy rok!



Ah, pure ownage - szczególnie scena ucieczki po nieudanej próbie zabójstwa.

1. Oregon Trail
Aaaah czasy edukacyjnych gier tekstowych - kto tego nie kochał, człowiek 'bawił się' i 'uczył' w tym samym czasie. A wszyscy wiemy, że to bezsensu. Nauka przez zabawę? Pfff to jak żucie gumy i oglądanie filmu w tym samym momencie - multitasking to mit. W każdym bądź razie w 1974 roku powstał The Oregon Trail, gra tak realistyczna, że jej jedynym zakończeniem była śmierć bohatera z powodu najróżniejszych zagrożeń czychających na biednych mieszkańców USA w XIX wieku.



'Rocko dies of ...' - każda z tych scen jest bezcenna.


Dodatkowo:



oraz



oooh hellloooo mr. Miyamoto and mr. Kojima. Want some churro?


/mod