poniedziałek, 25 stycznia 2010

Weekendowa Lista Top 5: Filmy animowane, które powinieneś obejrzeć zamiast kolejnej produkcji Pixara.

Wiem, wiem, wiem. Pixar jest przezajebisty i wszystko co wychodzi z tego studia to cud, miód i wazelina. Całkowicie się z tym zgadzam. Ich animacja jest świetna, historie głębokie a zabawa podczas oglądania przednia. Jest jednak ciemna strona tego wszystkiego - to właśnie Pixar zabił tradycyjną sztukę filmu animowanego. Niezależnie czy mówimy tutaj o kreskówkach rysowanych klatka po klatce czy puppet movies sklejanych do kupy zdjęcie po zdjęciu, trzeba się przyzwyczaić do faktu, że teraz jest to już tylko domena INDIE twórców.


¡Vampiros en La Habana! (Spanish, fuck yeah!)



Wydana w 85 roku, przesiąknięta stylem animacji lat 70 kreskówka stworzona całkowicie za pomocą malowania poszczególnych klatek bezpośrednio na kliszy filmowej.
Jej mocną stroną nie jest jednak część wizualna - tutaj dość słabo, ale jak już mówiłem, lata 70 - ale scenariusz. Nie dość, że dostajemy niemiłosiernie absurdalną fabułę z wampirami w tle, to jest ona pełna naprawdę dobrych dialogów i co najważniejsze scen uprawiania miłości do muzyki granej przez Arturo Sandovala.

A Boy Named Charlie Brown



Fistaszki są najlepsze i to nie ulega żadnej wątpliwośći. Nawet ich Polska nazwa nie razi tak strasznię jak inne translacje. Właściwie to lubię jej brzmienie nawet bardziej niż orginału.
Fistaszki.
Taaaak. Ilość kultowośći jaką niesie ze sobą ta nazwa jest przeogromna.
W każdym bądź razie - Charlie Brown jest chyba najbardziej znaną postacią z całej serii. Wiecznie zdołowany, korzystający z pomocy nielicencjonowanych psychologów, dręczący się nieustannie problemami egzystencjalnymi i obdarzony najbardziej ekstremalną formą pecha jaką tylko można sobie wyobrazić. Nic więc dziwnego, że fabuły filmów animowanych kręciły się w głównej mierze w okół niego. I mimo, że każda kolejna część jest bezbłędna to A Boy Named Charlie Brown posiada jedną bardzo wyróżniającą rzecz: Charlie Brown jest powodem dla którego jeden z bohaterów przechodzi przez w pełni zaawansowany zespół abstynencyjny po rozstaniu się ze swoim ulubionym kocykiem. Warto dodać, że towarzyszą temu obrazy, przy których sceny z Trainspotting są równie bezpłciowe jak poranne pasmo TVN.



9,99$



SPOILER: Pierwsza scena tego filmu kukiełkowego prezentuje się następująco:
Biznesmen wychodzi z kawiarni i próbuje złapać taksówkę, podchodzi do niego bezdomny i pyta o ogień i papierosa. Kiedy je dostaje zaczyna opowiadać coś o swojej żonie i o tym jak spędzali śniadania, po czym pyta czy biznesmen kupiłby mu kawę. W tym samym momencie kadr przechodzi na poziom 2 latka i widzimy pistolet w ręku bezdomnego. Biznesmen panikuje, oddaje mu cały portfel i prosi, żeby go nie zabijał. W odpowiedzi słyszy, że bezdomny znalazł broń dzisiaj pod swoim kartonem i że nie chce nikogo okradać. Po prostu pomyślał, że jeśli nie uda mu się zdobyć kawy i papierosa to i tak nie ma po co żyć i się zastrzeli - 'postawisz mi tę kawę?', pyta. Biznesmen mówi, że nie chce tego rozwiązywac w ten sposób bo to manipulacja, że woli aby bezdomny zapytał go po prostu o kawę, a nie stawiał go przed takim wyborem. Bezdomny wzdycha, odkłada pistolet i pyta. Po długiej pauzie pada odpowiedź 'przepraszam, nie mogę ci teraz dać dolara, wciąż czuję się zmanipulowany, a w moim biznesie nie możemy sobie na to pozwolić'. Kamera pokazuje twarz biznesmena i plecy bezdomnego, który mówi 'thanks anyway' i strzela sobie w głowę.
No i scenografia - też jest w pyte.

Mary and Max



Kolejny film kukiełkowy na naszej liście. Historia jest naprawdę świetna i nawet ja ze swoim czasem skupienia nieprzekraczającym 15 sekund byłem nią szczerze zainteresowany. Myślę, że jest to jedna z najmocniejszych stron tego filmu, jednak fakt dla którego znalazł się on na liście jest inny.
Scenografia w 9,99$ jest dobra, ale to co dzieje się w Mary and Max to obłęd. Po pierwsze mamy dwa całkowicie odmienne plany. Australię, z wypalonymi ziemistymi kolorami i wyrazistą czerwienią oraz Nowy Jork, pozbawiony jakichkolwiek innych kolorów prócz szarego.
Ten film naprawdę pokazuje potęgę tradycyjnych technik animacji. Wszystkie modele, zarówno wystroju wnętrz jak i samych bohaterów są wykonane z niezwykłą precyzją. Wystarczy pomyśleć ile pracy zostało włożonej w uzyskanie bezbarwnego Nowego Jorku. Poziom detalu jest powalający, jednak nie ma tam tej sztucznej gładkości CGI. Bo widzicie - może i faktycznie animacja komputerowa jest najlepsza na świecie i efekty jakie pozwala uzyskać są niesamowite. Jednak to wciąż będzie tylko zaprojektowane przez Starck'a plastikowe pozbawione duszy krzesło ogrodowe.

Cat Piano




Eddiego White'a poznałem w zeszłym roku. Śmieszny człowiek z Australii z akcentem, który sprawia, że twoje uszy zaczynają krwawić. Niski, chudy, nieśmiały, w okularach. Najwyraźniej tak właśnie wyglądają ludzie, którzy piszą i reżyserują takie epic wins jak Cat Piano - a do tego namawiają Nick'a Cave, żeby został narratorem. Nie wiem od czego mam zacząć i czy w ogóle jest sens rozwodzić się nad tym tematem po tym jak zamieściłem wyżej pełny film (i to w HD!!!!!!!!). Animacja jest bezbłędna, kadry najlepsze, pierwszy raz w życiu słysząc czyjś wiersz nie czułem się źle. No i setting. Setting jest świetny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz