środa, 9 czerwca 2010

Haters Gonna Hate vol.1: Obraz w mediach

Witamy w nowym dziale Banter Banter, w którym będziemy mogli wyzłośliwiać, pieklić, toczyc pianę i ogólnie uzewnętrzniać nasze problemy (czyli być nerdem w całej rozciągłości). W ubiegłym tygodniu wylaliśmy swoje żale na "KickAss", teraz czas na coś fundamentalnego, czyli jak polskie media traktują nasz zainteresowania.


A traktuje jak mogliśmy się spodziewać "ha ha, zabawy dla dzieci, ha ha" trzymając się za brzuchy i popalając cygara jak kapitaliści z lat 20. Nie będę zajmował się niepoważnymi gazetami typu "Fakt" i ich listą 10 najkrwawszych gier, która każdego z minimalną wiedzą przyprawaiała o spazmy śmiechu. Poważny tygodnik zamieścił (co prawda kilka lat temu ALE!) "polityka" zamieścił artykuł autorstwa znanego wszem i wobec magistra blokersa Mirosława Pęczaka. Biedny pan redaktor (do którego nic nie mam co zaraz udowodnię) nie mógł gorzej trafić ze swą niewiedzą. Maniacy gier to wredna banda i nie wybacza żadnych potknięć. Sam napisałem do autora mejla, co zdarza mi się naprawdę sporadycznie, więc bardziej zażarci fani musieli byc więcej niż chętni by to zrobić.

Efekt? Jeden z następnych "Raportów Polityki" (artykułów z okładki, zdecydowanie najdłuższych) poświęcony właśnie grom i rozrywce elektronicznej, autorstwa również Mirosława Pęczaka. Tym razem nie jedna strona wyssanych z palca bredni, ale statystyki, opinie i wywiady, merytoryczne przygotowanie oraz zainteresowanie tematem. Moim zdaniem należy oddać sprawiedliwość autorowi - zauważył niedociągnięcia i naprawił je.

Tu przechodzę do sedna. Historie w stylu "Dorośli grają w gry!", "Komiksy nie dla dzieci!" czy "W Internecie nie tylko porno i koty" nie są już tematem, ponieważ nie jest to coś odkrywczego. No może poza ostatnim, bo to wciąż nie do końca prawda. Gry i powiązny z nimi rynek jest największym z rozrywkowych na świecie, dawno prześcigając muzyczny, filmowy czy książkowy. Nie przyjmowanie tego do wiadomości jest oznaką ogólnej odporności na wiedzę. "Co nam pozostaje do pieklenia się?" pytacie się Moi Mili. Albo nie pytacie się bo nie rozmawiacie z komputerem tak jak ja.

Pozostaje nam semantyka, walka o właściwe znaczenia słów. Przykład z "Gazety Wyborczej" o dostępności danych w Internecie. Jedną z przytoczonych historii jest przypadek dziewczyny, która torturowała zwierzęta, a za sprawą "internetowych geeków z forum 4chan" została zidentyfikowana oraz prześladowana. Geeków? 4chan? Wiem co to jest 4chan i znam pochodzące z niego memy, ale wynajdowanie prawdziwych ludzi i prześladowanie ich jest raczej zajęciem wrednych trolli, a raczej socjopatów. Jeśli używamy tak hojnie określeń, dlaczego nie nazywamy sędziów katami? Też mają coś wspólnego z wymiarem sprawiedliwości.

Przykładów jest więcej. Artykuł o filmach na podstawie komiksow i potencjalnych pieniądzach z nimi związanymi. W 2010 roku, prawie 10 lat po premierze "X-Men". No tak, nie ma to jak refleks. Podobnie wypuszczenie przez uznane firmy odzieżowe kolekcji związane ze "Star Wars", oraz gigantyczne zdziwienie gdy okazuje się, że jest to odzież dla dorosłych. A dla kogo miała by być kilkadziesiąt lat po premierze oryginalnej trylogii a nawet 11 lat po premierze "Mrocznego Widmo". Watpię by autor miał na myśli "Wojny Klonów".

Jak długo jeszcze będziemy obrażani i porównywani do dzieci?

Myślę że długo, więc raczej trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz