środa, 30 czerwca 2010

Haters Gonna Hate: Lato

Wyjrzyjcie za okno. Akurat w momencie w którym to piszę jest ciemno. Ale już za kilka godzin wstanie ten wredny tyran, roześmiana morda słoneczna i będzie nas prześladować przez następne kilka miesięcy. Najlepiej ujął to pewien zespół ze Szczecina.

Lato!

Dla ludzi naszego pokroju to fakt bardzo smutny. Wymienię trzy powody, a pod sam koniec sami nie będziecie już tak źle wspominać zimy.

1. Upał

Nie jesteśmy stworzeniami otwartych przestrzeni, wiatru we włosach czy beztroskiej przejażdżki rowerowej nad rzekę. Przynajmniej ja preferuję miły chłodek piwnicy/pokoju/jakiekolwiek pomieszczenia z komputerem. Tam mam cały świat w zasięgu ręki, po co miałby wychodzić i narażać się na nieprzyjemności realu?

A tak naprawdę lato to czas wzmożonej aktywności komarów a zmniejszonej aktywności komputerowej - w efekcie ciężej zebrać ekipy na LANparty czy do zwykłego połupania w sieci. Ale wtedy można zająć się czymś innym, tak?


2. Seriale

A raczej brak. Oprócz kilku wymienionych w poniedziałek, praktycznie nie wychodza nowe odcinki. Jest to oczywiście okazja by nadrobić zaległości z jakiejś serialu, lub rozpocząć nową pozycję. Jednak jest to niczym przeszukiwanie archiwów swoich ulubionych stron. Trochę rozpaczliwe i w koniec końców, żal ci straconego czasu.

Ciężki los każe czekać ci do września, czyli nie tak źle jesli czekasz na...


3. Gry

To jest kropla, która przelewa czarę goryczy. Lato to okres niewiarygondej posuchy, wychodzi może 2-3 dobre gry, reszta to zapełniacze. Do porządnych premier należy czekać tak naprawdę do listopada. Co na pozostaje przez te długie letnie wieczory?

Hello Kitty Seasons, Wii Chess lub Club Penguin Game Day. Ugh.

wtorek, 29 czerwca 2010

Banter Banter proudly presents: Yip Man


Kto to jest Yip Man (Ip Man)? Prosta odpowiedź: to ten po lewej (ten po prawej to Bruce Lee). Dłuższa?

Yip Man jest pierwszym mistrzem Wing Chun, który propagował powszechne szkolenie tego stylu. Można śmiało powiedzieć, że dzięki niemu kung fu przeniosło się z zamkniętych szkół w bardziej popularne rejony. A w konsekwencji zawitało do filmów. Oprócz tych zasług, życie Yipa Mana obfitowało w przenosiny z jednej szkoły do drguiej, był policjantem i ogólnie tłukł ludzi po twarzach.

Na jego dziejach luźno został oparty film"Yip man" oraz "Yip Man 2". Właściwie to dosc klasyczny w formie film biograficzny, obfitujący w świetnie zaaranżowane sceny walki oraz słabe aktorstwo. To co odrożnia go od całej sterty podobnych mu biopiców to zdecydowanie kreacja Donniego Yena.

Z jednej strony jego miła twarz i uprzejme zachowanie od razu wzbudza naszą sympatię, z drugiej strony ma prawdziwe skille. Oczywiście w filmie wykorzystano sznurki i inne efekty, ale nie zmienia to faktu że Donnie Yen jest niewiarygodnie szybki. Sprawdźcie tylko na poniższym filmiku szybkość jego pięści. (ale nie oglądajcie całego, żeby nie zepsuć sobie przyjemności z filmu!)

Naprawdę miło go zobaczyć w końcu w głównej roli po niezliczonej ilosći filmów w w jakich wystąpił. Dla jego fanów oraz zainteresowanych sztukami walki - pozycja obowiązkowa.

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Videos of The Week

Witajcie ponownie!

Dziś będą różne nagrania.

Niektóre śmieszne.

Niektóre nie.

Niektóre przyjdą do was później w nocy, pogłaszczą was po głowie, gdy wy będziecie z przerażenia jak najmocniej zaciskali powieki i głosem niczym drapanie stalowym rylcem po tablicy zapytają was: "Czy stęskniłeś się, skarbie?"

Telewizja ogólno dostępna - Wowza!

click click i bedzie duzy


To nie jest tak, że my nie mamy co robić - ale jak każdy szanujący się użytkownik internetu jesteśmy mistrzami prokrastynacji, czyli odkładania rzeczy na później. Kiedy chodziłem do podstawówki dzieci często powtarzały ten sam tekst: co masz zrobić dziś, zrób pojutrze będziesz miał dwa dni wolnego. To nie były zbyt bystre dzieci, ani zbyt śmieszne - z reguły to był ich jedyny 'zabawny' tekst. Nikt z nich nie skończył dobrze. Wiem o tym bo sprawdziłem. Ech życie. W każdym bądź razie - tak bardzo jak mało śmieszne oraz wtórne jest to powiedzenie to koń jaki jest każdy widzi. Przy odkładaniu rzeczy na później czasu jest w brud. I coś z nim trzeba zrobić.
Z reguły z ratunkiem przychodzi telewizja, niestety ostatnie dwa miesiące były pełne albo zawodzących finałów albo po prostu finalów co oznaczało, że ramówka szczuplała bez opamiętania aż w koncu oglądać nie było po prostu czego.
Z jednej strony to dobrze bo w koncu niektórzy nadgonili to co mieli do nadgonienia. Z drugiej dramat. Have no fear though! Bo znowu jest mniej więcej co oglądać - a czy warto? Przyjrzyjmy się.

czwartek, 24 czerwca 2010

Łebski Komiks: Techno Tuesday

Andy Rementer to człowiek pełen pretensji. Na swój cel wiziął nowoczesne technologie oraz ich wpływ na nasze życia. Dlaczego miałbym polecać komiks jakiegos zgorzkniałego maniaka tradycyjności oraz przeciwnika modernizacji naszego życia?

Ponieważ pan Rementer bardzo nie znosi pewnej marki z jabłuszkiem. I jesli jesteście przekonani, że posiadanie iPhone'a czy Maca stawia was w opozycji do Microsoftu, to lepiej nie czytajcie tego komiksu.

Dużo stracicie bo komiks jest bardzo zabawny, choć malkontenctwo przebija z każdej jego strony.

Obczajcie archiwa, yo!

Haters Gonna Hate: Dzieci

Nie jesteśmy starzy. Raczej okreslił bym siebie jako młodzieżowego (okulary RayBan, spodnie rurki, zaraz to nie jest juz modne? DAMN!). Ale z drugiej strony wraz z premierą "Toy Story 3", musimy trochę pohejtować na to czym kiedyś wszyscy byliśmy i nie mówię tu o fanach Tsubasy (choć to się pokrywa).

Chodzi o dzieci. Coraz więcej rzeczy jest przeznaczonych dla nich, albo obcinanych z całego funu ze względu na ich cenne odczucia. Nie ma miesiąca by prasa (lub Jack Thompson) nie zajęli się sprawą brutalnych gier, które przecież mogą urazic naszych milusińskich. Po pierwsze, "milusińscy" to słowo wynalezione przez człowieka, który dziecka na oczy nie widział i powinno być wykreślone ze słownika. Po drugie te gry NIE SĄ DLA DZIECI! Jeżeli rodzice nie są w stanie zrozumiec, że produkcja w której orzgniatamy buciorem głowy nie jest przeznaczona dla ludzi poniżej pewnego wieku to ich należy winić, a nie twórców gier. Po trzecie, po sesji w MW 2 na Xbox Live każdy chyba potwierdzi że w takie gry grają właśnie tylko dzieci i to na dodatek rasiści i homofoby.

Gry to opcja na inny hating. Teraz czas na wyjątkową bolączkę czyli obecność dzieci w filmach. Wybaczymy "Karate Kidowi", bo w końcu jest to film, (wait for it) o dziecku. Ale jak to pięknie wyraził Patoon Oswalt.

Anakin, Jango, ten dzieciak z Indiany Jonesa i setki innych młodzieniaszków dorzucanych do filmów jako comic reliefy to zdecydowanie najtańsza zagrywka Hollywood. I to na dodatek jedna z najmniej skutecznych. Skąd wniosek, że dorzucenie dziecka to dobry pomysł?

I ostatni argument. PG-13, czyli format dla nikogo. Gdy masz 13 lat to raczej już ogarniasz większość tematów, więc jego wymogi są dziwaczne. Nie mam nic przeciwko niemu jako niszy dla rodziców, którzy nadal są przekonani, że ich 14 letni synowie w dobie Internetu nie widzieli nagiej piersi w formacie jpg (tjaaaa). Gorzej, że jest to najbardziej lukratywny rating, ponieważ do kina zasadniczo chodzą dzieci. Całkowicie niedostosowany do widowni rating + największe zyski z widowni tego ratingu = inwazja filmów obiętych z tego co o nich stanowi.

Wolverine. Hellboy. Po co tworzyć komiksy na podstawie żyjącej maszyny do zabijania i pogromcy horrorów bez całej smakowitej zawartości? Ale myślę, że największą zbrodnią jest to co dopiero się zbliża.

Panie i panowie "Expandables" ma rating PG-13. Mokry sen wszystkich fanów hardkorowego kina kacji z poczatku lat 90. nie będzie mial jego znakó charakterystycznych. Ówcześni widzowie tamtych filmów maja dziś kilkadziesiąt lat i uwierzcie mi, przeżyli by kilka brutalnych scen. Wniosek? To jest dla dzieci.

Moje przesłaie wyrazi najlepiej świetnej pamięci George Carlin.

True dat.

wtorek, 22 czerwca 2010

Banter Banter proudly presents: Undisputed II

Ostatnio zawędrowaliśmy tematycznie do Afryki, teraz czeka nas podróż do Rosji. I to nie takiej zwykłej, ale kołchozowej, gdzie w obskurnych więźieniach odbywają się turnieje nielegalnych walk. Gdzie osadzeni za kratkami są najlepsi wojownicy na świecie. Nie byliście w takiej Rosji? Co wy wiecie o życiu.

"Undisputed 2" to środkowa część trylogii o więźiennych pojedynkach. Pierwsza część była wysokobudżetowym filmem o boksie, w głównych rolach wystąpili Ving "Moustache" Rhames oraz Wesley "Spinning Back Kick" Snipes i opowiadał on głównie o boksie. Naprawdę w porządku film, dobrze zrealizowany i zagrany. Jednak boks jest już odwrocie co wydatnie pokazuje nam przykald Undisputed 2.

Fabuła jest durna, oj strasznie głupia. Były mistrz boksu George Chambers (Micheal Jai White) trafia niesłusznie do więzienia, ponieważ siejący postrach na ringu mistrz zakładu karnego Uri Boyka (Scott Adkins) nie ma godnego przeciwnika. Stojący za tym gangster zamierza wypuścić czempiona dopiero po pojedynku gigantów. Po drodze mamy kilka przewidywalnych zwrotów akcji i łzawy finał.

Niech nie przesłoni nam to najważniejszego aspektu filmu! Walk! Tutaj mały sneak-peek.

Dlaczego część kopana tego filmu jest taka ekscytująca? Odpowiadają za nią dwaj panowie, którzy znają się na robocie. Micheal Jai White (niedawno mogliśmy sobie popatrzeć na niego w "Mortal Kombat: Rebirth") jest mistrzem wielu sztuk walki oraz uznanym aktorem. Wcielał się w wiele ról, które wymagały od niego fizycznej krzepy (Universal Soldier) jak i głębokiego głosu (Spawn, JLA jako Darkseid - TAK!). Nie musimy się martwić o jego zdolności. Zreszta obejrzyjcie krótkie nagranie zza kulisów filmu "Blood and Bone" gdy pokazuje Kimbo Slice'owi jak zadaje się cios.

Ten facet nie żartuje.

Scott Adkins to kaskader oraz koordynator scen walki w wielu filmach. To on bił Jacka Humana w X-Men: Geneza: Wolverine jako Weapon XI. Tak film jest bdetny, ale pan Adkins ma skill.

Efekty są epickie. Takich pojedynkow neie oglądąłem od dawna w żadnym filmie. Naprawdę gorąco polecam wszystkim fanom ciężkiej zadymy spod znaku piąchy i kopniaka w twarz.

Jest także trzecia część filmu, koncentrująca się na Urim Boyce i jego powrocie po kontuzji. Warto również zapoznać się z tym efektownym popisem akrobatyki, ale lojalnie uprzedzam - rozmiar głupoty scenariusza może was przytłoczyć.

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Videos of The Week

W tym tygodniu będzie mocno muzycznie więc ustawcie swoje MIDI na maksymalna głośność (chyba że macie SoundBlastera, nuworysze!). Zaczniemy jednak od największego faila ostatnich tygodni, czyli wuwuzeli.

Wuwuzela to gwizdałotrąba, która wydaje dźwięki w tonacji między 20 000 pszczół i klaksonem na sterydach. pomnóżcie to razy kilkanaście tysięcy i przyjemność oglądania meczy MŚ wzrasta to ponad dziewięciu tysięcy. Gdzie jeszcze znajdziemy te irytujące przedmioty.

W Śródziemiu.

Ależ to jest wnerwiający przedmiot. Nawet bardziej niż Jedyny Pierścień.

Nowy film "Karate Kid" ponoć jest całkiem w porządku. Poza faktem, że uczą w nim kung-fu a film nazywa się, wiecie, "Karate Kid". Jednak kontynuacja tego reboota może pokazać nam naszego ulubionego aktora w nowej roli.

100 % mojego poparcia.

Ok, obiecana muzyczna część (poza tymi piekelnymi trąbami). Oto dwie przeróbki naszej ulubionej muzyczki. Pierwsza wokalna, druga strunowa.

Heh, mają ludzie pomysły.

A teraz powrót do tematyki z ubiegłego tygodnia. Za pomocą LEGO Master Minds można zrobić harde rzeczy. Na przykald gigantyczne szachy. Obejrzyjcie nagranie do końca, warto.

czwartek, 17 czerwca 2010

Łebski Komiks: Perry Bible Fellowship

"Zaraz, zaraz" zakrzykniecie. "Przecież PBF jest martwy od dwóch lat i nie ma co o nim pisać". Tak powiedzą Ci z Was, którzy z genialnym komiksem się już zapoznali. Reszta powie: "Co to za głupi wstęp, gdzie są komiksy o raku i fekaliach!?!"

Perry Bible Fellowship stworzony przez Nicholasa Gurewitcha to wygrywający Eisnery odprysk twórczości tego utalentowanego scenarzysty i rysownika. Był publikowany w wielu uznanych gazetach ("Guardian" i "Twój Pies") a w momencie gdy został zawieszony przez cały Internet rozległ się ryk "Khaaaaaaaaaan!".

Czy to koniec?

Nie! W ubiełym tygodniu pojawił się nowy komiks - może nie na poziomie najlepszych, ale najważniejsze przesłanie jest jasne: PERRY BIBLE FELLOWSHIP POWRACA. Koniecznie obejrzyjcie archiwa tego komiksu bo to zdecydowanie jeden z najśmieszniejszych komiksów w historii Wsczechświata.

środa, 16 czerwca 2010

Haters Gonna Hate vol. 2: Kontrolery ruchowe




Przy okazji E3, czyli święta wszystkich, którzy swój czas uwielbiają spędzać na omawianiu kilkuminutowych, odpowiednio podrasowanych filmików z gier, które jeszcze nie istnieją, chcielibyśmy zwrócić Waszą uwagę na zagrożenie, które gotowe jest zjeść nasz mały, nerdowski światek. Kontrolery ruchowe.



O PlayStation Move sporo wiedzieliśmy już wcześniej, ale powyższy filmik (a w zasadzie jego trzy części), to całkiem świeża sprawa. Widać na nim dwóch młodzieńców, którzy używają PlayStation Move. Czy widzę, żeby się dobrze bawili? Nie. Widzę bezradność. Abstrahując od ciągłego kalibrowania sprzętu, poziom konfuzji na ich twarzach rośnie wraz z dalszym graniem. Walki gladiatorów, gdzie wykonywane są nieporadne, losowe ruchy, to apogeum dziwaczności.
Tu dochodzimy do sedna sprawy z kontrolerami ruchowymi, czyli całego tego machania, wierzgania i skakania przed konsolą. Każdy, kto miał styczność z Nintendo Wii, wie, o czym piszę. Nie mówiąc już o tym, że sceptycznie podchodzę do niesamowitej ponoć precyzji Move.
Ogólny obraz graczy nie jest zbyt pozytywny, nie oszukujmy się - większość ludzi ma nas za niewyżytych seksualnie, zapuszczonych nastolatków. Tym zabawniejszy jest fakt, że każuale (niedzielni gracze) najchętniej sięgają po rozrywkę, która jest niczym innym, jak pajacowaniem przed konsolą. Co więcej, rozrywka ta proponuje zamiast wyjścia ze znajomymi do parku na frisbee/na kręgle/na rower etc. to samo, tylko, że przed telewizorem. Tym samym będzie Move i Natal/Kinect (o którym za moment).
Pamiętacie te czasy, kiedy rozwalaliście się swobodnie na kanapie i pocinaliście kilka godzin w Batmana? Niestety, jeśli zdominują nas kontrolery ruchowe, te czasy odejdą do lamusa. Po pierwsze, kontrolery wymagają przestrzeni, co w polskich graczowych warunkach nie zawsze jest możliwe, po drugie - wymagają ruchu i męczą po dwóch godzinach. Ktoś zakrzyknie: "To dobrze! Po co mają tyle siedzieć przed tv!". Jasne, ale chyba każdy przyzna, że dialogi w stylu: "Ale mam zakwasy", "O, a co robiłeś wczoraj?", "A, grałem na playu" brzmią kuriozalnie i są już rzeczywistością - spytajcie użytkowników Wii. Gry wideo nie mogą symulować życia, bo służą odprężeniu od życia właśnie.
Inną sprawą jest wczuwanie się w grę, w jej fabułę, bohaterów, czy nawet ogólny nastrój. Na powyższym filmiku nie widziałem radości, jaką widzę chociażby na twarzach znajomych, gdy po raz któryśtam przechodzimy Uncharted 2. Widziałem zaciśnięte zęby i skupienie na tym , żeby dobrze machnąć ręką. Większość gier, jakie będą na Move/Natalu nie pozwolą na rozbudowaną fabułę, czy nawet głęboki gameplay. Może to naiwne podejście, ale gry wideo są dla mnie medium uczestniczącym i ważnym kryterium jest dla mnie to, jak mocno wciągają mnie w swój świat. Ktoś rzuci kontrargumentem, że w Heavy Rain też machaliśmy ręką, jak nam kazali. Oczywiście. Ale było to w wybranych, ze smakiem rozmieszczonych momentach (choćby scena na autostradzie, do której często wracam), co nie wywołało uczucia przesytu, to raz. Dwa, jakoś nie słyszę o armii epigonów Heavy Rain, pomimo względnego sukcesu tej gry. Na Move/Kinect prędzej zostaniem uraczeni setną wersją Wii Sports, aniżeli prawdziwie grywalnymi, rozbudowanymi tytułami. Ewentualnie dostaniemy gadżeciarski odprysk dużej produkcji, jak np. gra Star Wars na Kinect, pokazywana na targach E3. Ile jest świetnych tytułów na Wii? 5? 10? No właśnie. Gry już dawno przestały być niszową rozrywką, a wraz z ich umasowieniem, jeszcze mocniej działają na nie mechanizmy rynkowe. Nie ma się co zżymać, że kasa dyktuje warunki, a jasnym jest, że klon Wii Sports sprzeda się lepiej niż ciekawy, rozbudowany tytuł (przypadki rail-shooterów na Wii to najlepsza tego egzemplifikacja; co prawda na Move/Kinect ukazywać się będą np. rail-shootery, ale nie oszukujmy się - będą tylko wabikiem na hardcorowych graczy, którzy i tak pewnie machną na nie ręką).

Aaa Natal, tfu, Kinect. Najnowsze dziecko Szatan... Microsoftu. Jego prezentację na E3 serwis Cracked nazwał dniem, w którym umarło nasze hobby i branża gier wideo. Trochę w tym przesady, ale coś jest na rzeczy. Abstrahując od cyrku (i to dosłownie - MS zatrudnił profesjonalnych cyrkowców, którzy prezentowali Kinect), jakim była sama prezentacja Kinecta, to trzeba przyznać, że pokazano nam coś bardzo, bardzo żenującego. O ile Move to taka podróbka Wii, o tyle Kinect to już wyziew z piekieł. Filmik powyżej po części wyjaśni Wam czemu. Ale to, co zobaczycie niżej, działo się naprawdę:


Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę, żeby wszystkie gry wideo były o psychopatach/ninja/kosmicznych marines/mafiozach itd. Nie. Zagrożenie płynące z kontrolerów ruchowych polega na czymś innym, niż to, że dzieci nie będą musiały mieć prawdziwych zwierzątek, bo mają tamagotchi nowej generacji (zresztą Kinectimals to taka spimpowana wersja EyePeta z PlayStation). Branżą gier wideo rządzą pieniądze i nie ma w tym nic złego. Zło pojawia się w momencie, w którym pieniądze ciągną branżę w kierunku, który jest dla nas, czyli graczy, którym dobro naszej rozrywki szczególnie leży na sercu, niekorzystny. Jeżeli kontrolery ruchowe zdominują branżę, to zachodzi prawdopodobieństwo, że gry wideo wrócą do swoich korzeni - płytkiej i prostej rozrywki dla całej rodziny. Pomijając potencjalną przyjemność, jest to krok w tył. Mam nadzieję, że to tylko panika i nerdowskie czarnowidztwo z mojej strony. Tak czy owak - na Move nawet nie spojrzę. Tak na marginesie - sprawdźcie sobie ceny tych "gadżetów". No właśnie.

wtorek, 15 czerwca 2010

Banter Banter proudly presents: The Ghost and the Darkness


Nie wiem czy do tej pory mieliśmy w naszym skromnym kąciku filmowym coś co wygrało Oscara. Dzisiejsza pozycja otrzymała zaszczytną statuetkę za... montaż dźwięku. Ekhm.

Z drugiej strony jest to opowieść o lwach, KTÓRE TOTALNIE ZJADAJĄ LUDZI.

Do tej pory nie mieliśmy wielu filmów doceniających te zwierzęta, ogólnie w nerdomie są one daleko w tyle za dinozaurami, rekinami i jednorożcami. Mimo że to koty, nie są tak urocze, więc nie trafiają na strony ze słabą gramatyką. Dlaczego więc ten film?

Otóż historia opowiedziana w "Duchu i Mroku" (po raz pierwszy polski tytuł jest miodniejszy od angielskiego) jest po części prawdziwa. W 1898 budowa mostu w Kenii była regularnie nawiedzana przez parę lwów ludojadów, zwanych ludojadami z Tsavo. Dość dosłowna nazwa, jeśli mnie byście pytali, ale jest to materiał na naprawdę gęsty atmosferycznie film. Z ekranu niemalże bije żar i zapach potu przestraszonych tubylców. Rozgrzana sawanna a na niej dwóch bezwzględnych łowców, prawdziwych rzeźników.

Mówię oczywiście o Valu Kilmerze (nominacja do Maliny) oraz Michealu Douglasie. Lwy są spoko, ale akcenty tych panów do poprawki.

Heh. No tak, ale film jest naprawdę mocny w kategorii atmosfery i polecam go serdecznie. Mimo że jest na Youtube, obejrzyjcie go w porządnej wersji.

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Videos of The Week

Dzisiaj mam otwartych aż 10 kart z których będę przeklejał na zacne Banterowe strony filmiki śmieszne, straszne oraz syte.

Co w programie? Dużo rzeczy. Sprawdźcie je!

środa, 9 czerwca 2010

Haters Gonna Hate vol.1: Obraz w mediach

Witamy w nowym dziale Banter Banter, w którym będziemy mogli wyzłośliwiać, pieklić, toczyc pianę i ogólnie uzewnętrzniać nasze problemy (czyli być nerdem w całej rozciągłości). W ubiegłym tygodniu wylaliśmy swoje żale na "KickAss", teraz czas na coś fundamentalnego, czyli jak polskie media traktują nasz zainteresowania.


A traktuje jak mogliśmy się spodziewać "ha ha, zabawy dla dzieci, ha ha" trzymając się za brzuchy i popalając cygara jak kapitaliści z lat 20. Nie będę zajmował się niepoważnymi gazetami typu "Fakt" i ich listą 10 najkrwawszych gier, która każdego z minimalną wiedzą przyprawaiała o spazmy śmiechu. Poważny tygodnik zamieścił (co prawda kilka lat temu ALE!) "polityka" zamieścił artykuł autorstwa znanego wszem i wobec magistra blokersa Mirosława Pęczaka. Biedny pan redaktor (do którego nic nie mam co zaraz udowodnię) nie mógł gorzej trafić ze swą niewiedzą. Maniacy gier to wredna banda i nie wybacza żadnych potknięć. Sam napisałem do autora mejla, co zdarza mi się naprawdę sporadycznie, więc bardziej zażarci fani musieli byc więcej niż chętni by to zrobić.

Efekt? Jeden z następnych "Raportów Polityki" (artykułów z okładki, zdecydowanie najdłuższych) poświęcony właśnie grom i rozrywce elektronicznej, autorstwa również Mirosława Pęczaka. Tym razem nie jedna strona wyssanych z palca bredni, ale statystyki, opinie i wywiady, merytoryczne przygotowanie oraz zainteresowanie tematem. Moim zdaniem należy oddać sprawiedliwość autorowi - zauważył niedociągnięcia i naprawił je.

Tu przechodzę do sedna. Historie w stylu "Dorośli grają w gry!", "Komiksy nie dla dzieci!" czy "W Internecie nie tylko porno i koty" nie są już tematem, ponieważ nie jest to coś odkrywczego. No może poza ostatnim, bo to wciąż nie do końca prawda. Gry i powiązny z nimi rynek jest największym z rozrywkowych na świecie, dawno prześcigając muzyczny, filmowy czy książkowy. Nie przyjmowanie tego do wiadomości jest oznaką ogólnej odporności na wiedzę. "Co nam pozostaje do pieklenia się?" pytacie się Moi Mili. Albo nie pytacie się bo nie rozmawiacie z komputerem tak jak ja.

Pozostaje nam semantyka, walka o właściwe znaczenia słów. Przykład z "Gazety Wyborczej" o dostępności danych w Internecie. Jedną z przytoczonych historii jest przypadek dziewczyny, która torturowała zwierzęta, a za sprawą "internetowych geeków z forum 4chan" została zidentyfikowana oraz prześladowana. Geeków? 4chan? Wiem co to jest 4chan i znam pochodzące z niego memy, ale wynajdowanie prawdziwych ludzi i prześladowanie ich jest raczej zajęciem wrednych trolli, a raczej socjopatów. Jeśli używamy tak hojnie określeń, dlaczego nie nazywamy sędziów katami? Też mają coś wspólnego z wymiarem sprawiedliwości.

Przykładów jest więcej. Artykuł o filmach na podstawie komiksow i potencjalnych pieniądzach z nimi związanymi. W 2010 roku, prawie 10 lat po premierze "X-Men". No tak, nie ma to jak refleks. Podobnie wypuszczenie przez uznane firmy odzieżowe kolekcji związane ze "Star Wars", oraz gigantyczne zdziwienie gdy okazuje się, że jest to odzież dla dorosłych. A dla kogo miała by być kilkadziesiąt lat po premierze oryginalnej trylogii a nawet 11 lat po premierze "Mrocznego Widmo". Watpię by autor miał na myśli "Wojny Klonów".

Jak długo jeszcze będziemy obrażani i porównywani do dzieci?

Myślę że długo, więc raczej trzeba uzbroić się w cierpliwość.

wtorek, 8 czerwca 2010

Banter Banter proudly presents: Solomon Kane

Nerd Rage Mode On: Jak to jest możliwe, że ten film nie był w kinach!?! Dlaczego nie mogliśmy obejrzeć i docenić pełnej słodkości tego arcydzieła na duzym ekranie?!?

 Ok, posortujmy fakty - film pochodzi z września 2009 roku, więc jeszcze nie wszystko stracone. Prawdą jest także, że nie otrzymał on odpowiedniego wsparcia marketingowego. I, tutaj pozwole sobie na krótki moment szczerości, nie jest to znowu arcydzieło.

Ale niech mnie, jesli nie jeden z bardziej satysfakcjonujących filmów akcji ostatnich lat.

Solomon Kane to postać z opowiadań Roberta E. Howarda (tak, tego) publikowane na łamach "Weird Tales" w latach 20. i 30. ubiegłego wieku. Był wojownikiem, który poświęcił życie walce ze złem tego świata. Twardzielem i obieżyświatem. Ogólnie nie są to na dobre opowiadania (Conany stawiam wyżej), ale sama postać była zakorzeniona w realiach XVi/XVII Europy i Afryki, więc trochę bardziej przystępna.

Do roli pana S.K. wytypowano Jamesa Purefroya znanego chociażby z "Rzymu", więc o stronę batalistyczna nie trzeba się martwić. Przyznam, że gdy przywdziewa charakterystyczny kapelusz, sprawia wrażenia człowieka, z którym lepiej nie zadzierać. Fabuła? Nieistotna, ale niedrażniąca. Raczej jest tu przewidywalnie i sztampowo, ale to jest tylko tło - bez większych dziur w logice lub zamyśle.

To co stanowi o jakości filmu to sceny akcji. Większość pojedynków toczona jest w zwarciu na broń białą i nie są to eleganckie pokazy fechtunku. Raczej bezwzględna zadyma i wściekła naparzanina, coś czego spodziewałem się po Solomonie Kanie. Naprawdę czuje się brutalność kapiącą z ekranu.

Na pewno na minus zapiszę filmowi słabe efekty komputerowe (po co w ogóle ich używali?), zwłaszcza, że wystrój i ponury ton filmu radzi sobie dobrze bez wspomoagania, prócz kilku niezbędnych retuszy.

Z drugiej strony Solomon Kane walczy przez ponad 40 sekund z człowiekiem, którego ogarnęły płomienie. 40 SEKUND.

A teraz krótka scenka z początku filmu, gdy Solomon jest jeszcze brzydki i zły.

Nic specjalnego, ale film trzeba obejrzeć koniecznie!

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Videos of The Week

Witajcie, Wy którzy poszukujecie filmów z kotami!

Dzisiaj akurat takich nie będzie ale nie oznacza to, że nie będzie ciekawie. Dzisiaj gwiazdy tańczą na samochodach lub straszą ludzi. Będzie też taniec miłości oraz kwadratowe szaleństwo drukarkowe(te zapowiedzi są coraz głupsze).


Zaczniemy od naprawdę epickiego wyczynu pewnego kazaskiego kierowcy. Nie będę zdradzał wiele, obejrzyjcie.

W kańkach? Ciekawe czy był trzeźwy?

Skoro o pijaństwie, Ozzy Osbourn raczej nie jest osobą stroniącą od alkoholu i żartów. Ostatnio zawital do muzeum figur woskowych Madame Tussand's i postraszył ludzi.

Na pewno pomogłu mu łudzące podobieństwo do figury woskowej. Just sayin'.

Zazwyczaj nie zamiesczamy trailerów, ale teraz musimy zrobić wyjątek. Pojawił się nowy trailer do "Scott Pilgrim vs. The World" i po prostu urywa czapę!

Nawet pasuje tutaj Micheal Cera i jego jedyna mina jaką posiada. Ten film będzie świetny.

Albo okrutnie nas rozczaruje i zmiętoli nam serca niczym walentykową kartkę. Na szczęście na świecie jest jeszcze prawdziwa miłość. Taka jak ta para ptaszków.

Jedyny minus to soundtrack. Na szczęści następne video spłucze nam ten smaczek.

Oto prawdziwa drukarka LEGO, bez MindStormów i innego bajerstwa. Na dodatek autor zadbał o oprawę graficzną (drukarka jest elegancka jak mój żółty garnitur) oraz muzyczną (Christopher & Raphael Just - Popper (Shinichi Osawa Disco Distortion Edit))

czwartek, 3 czerwca 2010

Łebski Komiks: Bogleech

Dzisiaj rzecz dla miłośników rzeczy obrzydliwych, obleśnych i odnóżastych. Komiks Jonathana Wojcika, człowieka, który jest bardzo zaintersowany takimi rzeczami.

Naprawdę.

Ma cały blog poświęcony robalom, pasożytom, potworom i innym obrzydlistwom. Pisuje też dosć regularnie do Cracked i tworzy animacje związane z tematem. Nie jestem cżłowiekiem o słabym żołądku, ale niektóre fakty mogą być conajmniej niestrawne.

Co do samego komiksu, podąża on za przygodami Mózgu oraz Jelitek. I dzieją się tam rzeczy dziwne.  Oprócz ich perypetii występują także inni zawodnicy, całość jest dziwna, straszn-śmieszna i cała oblepiona wydzielinami. Polecam!

Zajrzyjcie do archiwów!

wtorek, 1 czerwca 2010

Banter Banter proudly presents: eXistenZ

Pew pew!

Tak, dzisiaj kino mocno psychologiczne, żadnego kopania po mordzie. eXistenZ (pisane w ten pokemoniasty sposób, wytłumaczone w filmie, cierpliwości) to film Davida Croneberga, specjalizującego się w ciężkiej atmosferze oraz balansowaniu na granicy dobrego smaku i szaleństwa. Może nie po lynchowsku, ale akurat dzisiejszy bohater to ciężka jazda.

Film rozpoczyna prezentacja nowej konsoli do gier, wykonanej z organicznych elementów. Za pomocą specjalnej wtyczki, możemy przenieść sie do świata wirtualnego, przypominającego po prostu LARPy z wyjątkiem nieskończonych ilości życia (czyli LARPy po amfetaminie). Jednak ta alternatywna rzeczywistość nie podoba się grupie terrorystów. Jeden z nich, uzbrojony w pistolet zrobiony ze ścięgien, kości i zębów (sic) wkrada się do sali.

Nie będę zdradzął fabuły bo jest ona jedną z największych zalet filmu. Drugą na pewno jest strona wizualna. Powiedzieć o niej "niepokojąca" byłoby grubym niedpowiedzeniem. Wystrój świata wirtualnego, dziwaczne artefakty oraz fabryka konsol jest dziwaczna. Na tym tle odcina się laleczkowaty Jude Law, choć gra dobrze i nie jest bardzo irytujący. Prócz niego zapomniana niestety Jennifer Jason Leigh oraz dwójka mocno nerdowskich aktorów, czyli Willem Dafoe oraz Ian Holm.

A teraz deser. Po cichu możecie obejrzeć ten film na jutubie i to w porzadnej jakości. Łapać póki gorące!