niedziela, 25 kwietnia 2010

Weekendowa Lista Top 6 - powody dla których warto/nie warto oglądać FlashForward

FlashForward jest na haczyku, podobnie jak V. O ile ten drugi serial zasługuje na zdjęcie z anteny, o tyle z FlashForward mam problem. Jest kilka powodów, dla których warto oglądać ten serial, choć z drugiej strony równoważone są przez kwestie od ekranu odrzucające. Dzisiaj schizofrenicznie - trzy powody za, trzy przeciw. Wiem, wszyscy od Bantera oczekujcie ostrych ocen i jazdy figurowej na lodzie, ale jeśli się nie zgadzacie, to: to hell with you! Jako niepoprawni optymiści zaczynamy od powodów pro (spoiler alert!):

1. Pomysł



Przyznajcie - pomysł, że wszyscy ludzie na Ziemi stracili przytomność na 2 minuty i 17 i zobaczyli ułamek swojej przyszłości, jest naprawdę niezły. Wydumany, przegięty - ok, ale intrygujący i proszący się o ciekawe rozwinięcie. Które chyba nie do końca następuje...


2. Joseph Fiennes/Mark Benford



Joseph Fiennes jako agent FBI Mark Benford znalazł receptę na to, jak wybrnąć z mówienia totalnych bzdur, będąc poważną, skomplikowaną postacią. Lubię gościa, chociaż scenki rodzinne mogli sobie podarować.

3. Fabuła


Bazowy pomysł jest na tyle dobry, że bardzo mocno przyciąga przed ekran. Dodatkową zachętą są historie głównych bohaterów - oczywiście, nie wszystkie, ale scenarzyści potrafili tak nakreślić ich charaktery i perypetie, że chcemy wiedzieć, co będzie dalej, pomimo bzdur piętrzących się na każdym kroku. Co prowadzi nas do...

Contra:

1. Fabuła

Sam pomysł był całkiem niezły, można go było sążnie wyeksploatować, co do pewnego momentu się udawało - sugestię, że wizje są nieprawdziwe można było rozegrać na tyle fajnych sposobów. Niestety, zwyciężyła opcja z szalonym naukowcem, grającym w szachy z agentami FBI. WTF?

2. Dialogi


Gee wizz, dawno nie słyszałem tak oczywistych informacji na temat świata podawanych z tak kamiennymi minami przez PIEPRZONYCH AGENTÓW FBI! Rozumiem, że to serial dla dużej, amerykańskiej telewizji, ale! Obrażanie intelektu widza nie jest najszczęśliwsze. No i powód tytułowego FlashForwarda - naprawdę potrzebny jest szalony naukowiec de facto podróżujący w czasie? Naukowiec, który spowodował utratę świadomości całej ludzkości, zabijając 20 milionów ludzi. Tak, taka osoba chętnie pogra w szachy z niezbyt wysoko postawionym agentem FBI z Kalifornii. Podsumowując:


3. Gra aktorów



Spokojnie, fani Neo mogą spać spokojnie. Obryzek powyżej gra tu rolę symboliczną. O ile Joseph Fiennes poradził sobie ze scenariuszem, o tyle pozostali - w ogóle nie. John Cho grający agenta Demetriego Noh jakoś mało przejmuje się tym, że zginie. To znaczy - w scenariuszu się przejmuje. Na ekranie jest niewyraźny, wręcz drewniany. Co jest dziwne, bo Cho to całkiem porządny aktor. Jego partnerka, jak większość kobiet w tym serialu, bardziej skupia się na robieniu dziwnych min, niż na rzeczywistym graniu postaci. Podobnie żona agenta Benforda, podobnie niejaka Keiko, podobnie super-agentko-wtyka Janis Hawk, podobnie Nicole grana przez Peyton List, która w Mad Men grała sto razy lepiej. Aktorstwo to nie strojenie dziwnych min. Inna sprawa, że jakby mi kazano mówić takie bzdety, to też bym się krzywił, choćbym był Arnoldem.



Czy zatem warto oglądać FlashForward? Hm, chyba nie, choć ja wciąż wiedziony siłą inercji czekam na jakieś wstrząsy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz