czwartek, 29 kwietnia 2010

Łebski Komiks: Sin Titulo

Nagrody Eisnera to komiksowe Oscary, laury dla najlepszych rysowników, scenarzystów, atramenciarzy i wszystkich związanych z branżą komiksową. Nie dziwota, że rozdają je także w uznaniu dla komiksów sieciowych (dawniej digitalnych). Ponieważ do roztrzygnięcia kupa czasu na łamach Bantera będziemy przez następne tygodnie zapoznawać się z pretendentami.

Dziś komiks Camerona Stewarta, o ładnej nazwie "Bez Tytułu". Cameron Stewart to bardzo znany rysownik, razem z Morrisonem odpowiadał za "Batmana & Robina, wcześniej widzieliście go na pewno w Transmetropolitan albo tworzącego razem z Brubakerem "Catwoman". Więc jego entry do konkursu jest trochę nieuczciwy - profesjonalista pełną gęba.

Tym razem jednak rysunki nie są najważniejsze. "Sin Titulo" to historia z zawiłą fabułą oraz naprawdę ponurym klimacie. By nie zdradzać wiele (zresztą niewiele jest do zdradzenia) przedstawię tylko zarysy: młody mężczyzna imieniem Alex odwiedza dom starców w którym ostatnie dni spędził jego dziadek, gdy wśród jego rzeczy natrafia na dziwną fotografię kobiety w ciemnych okularach. Zaczyna drążyć temat i, wierzcie mi, podróż za królikiem ze złotym zegarkiem to Małe Miki.

Stewart przyznał się, że jego główna inspiracją jest serial "Lost". jak wiadomo nie jesteśmy wielkimi fanami tego clusterfucka, ale tutaj zrobimy mały wyjątek. Komiks naprawdę wciąga - zacznijcie od pierwszego 0dcinka i z trudem powstrzymacie się przed doczytaniem do ostatniego.

Jedyny zarzut? Historia mogła zacząć się zawiązywać, zamiast mnożyć pytania, stworzyć jakąkolwiek podstawę do dalszego śledzenia "Sin Titulo". Jest mgliście, enigmatycznie i miejscami WTFlike.

Mocna rzecz, sprawdźcie koniecznie.

P.S. Cameron Stewart będzie rysował Batmana Kowboja - Epic Win.

wtorek, 27 kwietnia 2010

Banter Banter proudly presents: Shaolin Soccer

Stephen Chow. Mistrz. Bóg. Dobry mąż i kochający ojciec. Zdobywca tytułu najprzystojniejszego drwala w lasach Syberii. Można by długo wymieniać.

Jego geniusz objawił się mi po raz pierwszy w tym szaleńczym kolażu filmu kung-fu, sportowego, romansu i cholera wie jeszcze czego. Jeśli nawet nie lubisz piłki nożnej, znajdziesz coś dla siebie. w końcu to film, w którym kopniaki zrywają murawę i demolują stadiony. Chciałbyś zobaczyć jak wyglądałby Tsubasa w wersji komediowej?

Fabuła jest dośc prosta i opowiada o grupie mistrzów Shaolin, którym słabo się wiedzie. Jednak gdy napotkają trenera-nieudacznika... dalej będzie im się źle wiodło. Aż pewnego dnia dojdą do odkrycia, że ich nieludzkie zdolności działają na boisku.

Humor przez duże H tryska z ekranu, ekspresja aktorów zasługuje na Oscary, a efekty specjalne odpowiadają "campowej" tonacji filmu. Zawsze rozśmieszający klasyk. Wiecie gdzie jest? Poniżej.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Videos of The Week

Cześć!

Dzisiaj mamy kolejną sutą porcję filmów, więc siadajcie wygodnie, złapcie jakiś napój i cieszcie się ludzkim nieszczęściem.

Piłka nożna to najlepszy sport na świecie, ale piłkarze nie należą do najbystrzejszych. Tak jak ten pan.

Rozmair tej porażki jest gigantyczny, i tym jaskrawiej boli, że nastąpił zaraz po strzeleniu gola.

Prawie jak życie w świecie reklam pokroju Mango TV. Zauważyliście, że zaludniją go straszni nieudacznicy i frustraci. Oberjzyjcie i przestaniecie się dziwić.

Hesus! toż to wojna każdego z każdym i regularna inwazja wyposażenia domowego. Też bym był taki zły.

Skoro już mówimy o źle. Niestety zauważyłem, że raczej pójdę do piekła. Wiecie skąd to wiem? Bo następne nagrania bardzo mnie śmieszy. A nie powinno.

Oj rany, coś złego musiało mu się przytrafić. NVM, just keep on trollin.

Ok, teraz przejdziemy do hardych filmów. Chłopaki z Genius Camp, pokazują nam jak to jest robić bardzo złe rzeczy. Jak na przykład jazda po pijaku.

Oczywiście pod żadnym pozorem tego nie pochwalam, będziecie płakać jak pan powyżej.

Teraz nagrania pokazujące prawdziwy skill. Swego czasu puszczaliśmy Lina Yu Chuna, czyli pewniaka zwycięzcę tajwańskiego idola. Tutaj wystąpi z innym idolem.

Mózg mi wybuchł. Ale to nie jest najlepsze nagranie w tym tygodniu, nawet nie najlepsze związane z "Idolem". W Wielkiej Brytanii już na początku trzeba zakończyć konkurs. Enjoy.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Weekendowa Lista Top 6 - powody dla których warto/nie warto oglądać FlashForward

FlashForward jest na haczyku, podobnie jak V. O ile ten drugi serial zasługuje na zdjęcie z anteny, o tyle z FlashForward mam problem. Jest kilka powodów, dla których warto oglądać ten serial, choć z drugiej strony równoważone są przez kwestie od ekranu odrzucające. Dzisiaj schizofrenicznie - trzy powody za, trzy przeciw. Wiem, wszyscy od Bantera oczekujcie ostrych ocen i jazdy figurowej na lodzie, ale jeśli się nie zgadzacie, to: to hell with you! Jako niepoprawni optymiści zaczynamy od powodów pro (spoiler alert!):

1. Pomysł



Przyznajcie - pomysł, że wszyscy ludzie na Ziemi stracili przytomność na 2 minuty i 17 i zobaczyli ułamek swojej przyszłości, jest naprawdę niezły. Wydumany, przegięty - ok, ale intrygujący i proszący się o ciekawe rozwinięcie. Które chyba nie do końca następuje...


2. Joseph Fiennes/Mark Benford



Joseph Fiennes jako agent FBI Mark Benford znalazł receptę na to, jak wybrnąć z mówienia totalnych bzdur, będąc poważną, skomplikowaną postacią. Lubię gościa, chociaż scenki rodzinne mogli sobie podarować.

3. Fabuła


Bazowy pomysł jest na tyle dobry, że bardzo mocno przyciąga przed ekran. Dodatkową zachętą są historie głównych bohaterów - oczywiście, nie wszystkie, ale scenarzyści potrafili tak nakreślić ich charaktery i perypetie, że chcemy wiedzieć, co będzie dalej, pomimo bzdur piętrzących się na każdym kroku. Co prowadzi nas do...

Contra:

1. Fabuła

Sam pomysł był całkiem niezły, można go było sążnie wyeksploatować, co do pewnego momentu się udawało - sugestię, że wizje są nieprawdziwe można było rozegrać na tyle fajnych sposobów. Niestety, zwyciężyła opcja z szalonym naukowcem, grającym w szachy z agentami FBI. WTF?

2. Dialogi


Gee wizz, dawno nie słyszałem tak oczywistych informacji na temat świata podawanych z tak kamiennymi minami przez PIEPRZONYCH AGENTÓW FBI! Rozumiem, że to serial dla dużej, amerykańskiej telewizji, ale! Obrażanie intelektu widza nie jest najszczęśliwsze. No i powód tytułowego FlashForwarda - naprawdę potrzebny jest szalony naukowiec de facto podróżujący w czasie? Naukowiec, który spowodował utratę świadomości całej ludzkości, zabijając 20 milionów ludzi. Tak, taka osoba chętnie pogra w szachy z niezbyt wysoko postawionym agentem FBI z Kalifornii. Podsumowując:


3. Gra aktorów



Spokojnie, fani Neo mogą spać spokojnie. Obryzek powyżej gra tu rolę symboliczną. O ile Joseph Fiennes poradził sobie ze scenariuszem, o tyle pozostali - w ogóle nie. John Cho grający agenta Demetriego Noh jakoś mało przejmuje się tym, że zginie. To znaczy - w scenariuszu się przejmuje. Na ekranie jest niewyraźny, wręcz drewniany. Co jest dziwne, bo Cho to całkiem porządny aktor. Jego partnerka, jak większość kobiet w tym serialu, bardziej skupia się na robieniu dziwnych min, niż na rzeczywistym graniu postaci. Podobnie żona agenta Benforda, podobnie niejaka Keiko, podobnie super-agentko-wtyka Janis Hawk, podobnie Nicole grana przez Peyton List, która w Mad Men grała sto razy lepiej. Aktorstwo to nie strojenie dziwnych min. Inna sprawa, że jakby mi kazano mówić takie bzdety, to też bym się krzywił, choćbym był Arnoldem.



Czy zatem warto oglądać FlashForward? Hm, chyba nie, choć ja wciąż wiedziony siłą inercji czekam na jakieś wstrząsy...

czwartek, 22 kwietnia 2010

Łebski Komiks: Natalie Dee

nataliedee.com

nataliedee.com

Wspominałem swego czasu o kobietach w komiksach sieciowych. Że mają ciężko, walczą z trollostwem i zboczeńcami (Hurr Durr!) oraz szowinistami. Ale to bzdury ponieważ za pomocą magii ołówka ukrywa się płeć i komiksy są ponadseksualne.

Whatever.

Natalie Dee, czyli "America's Favourite Cracker" to kobieta niezwykle zdolna i śmieszna. Prócz swego autorskiego webkomiksu, który jest po prostu fenomenalny, udziela się także w projekcie "Married To The Sea", o którym już pisaliśmy. Łącza je jednobrazkowe formy, sakrakstyczny humor oraz zamiłowanie do marihuany medycznej. Sprawdźcie powyższe linki i koniecznie dodajcie oba komiksy do zakładek, jesli tego nie zrobicie to wspieracie George W. Busha!

A juz za tydzień podejdziemy do tegorocznych nominacji Eisnerowskich, czyli kto? co? i dlaczego Han Solo?

wtorek, 20 kwietnia 2010

Banter Banter proudly presents: Darkman

Darkman! Razem z Supermenem, Spidermenem i Niemienem tworzą grupę bohaterów którzy przemierzają świat by pokonać zło.

Ok, zacząłem z wysokiego konia, a nigdy nie byłem w tym dobry. Darkman to postać stworzona przez Sama Raimiego w hołdzie dla filmu noir i superbohaterów. Kto by się spodziewał, że jego koncepcja zostanie z takim sukcesem kontynuowana przez Marvela w seriach "Noir". A może to nie on ich zainspirował? Ale zbaczam z tematu.

"Darkman" to historia Peytona Westlake'a, młodego naukowca, który pracuje nad syntetyczną skórą. Niestety na razie udaje utrzymać mu się ją w stabilności tylko przez 99 minut. Nie rozpada się jednak gdy jest trzymana z dala od śłońca. To ważne ponieważ wskutek dociekliwości jego narzeczonej (niedoceniana Frances McDormand) Peyton niemalże ginie poturbowany przez niemilców. Powraca jednak zza grobu wskutek eksperymentalnej terapii, która zwiększa produkcję adrenaliny (super siła i prędkość), ale ma skutki uboczne (super agresja). Teraz za pomocą swojego wynalazku próbuje naprawic swoje życie i pogrążyć odpowiedzialnych za swój straszny stan.

Nie łudźmy się - "Darkman" to kino klasy B. Zabiegi fabularne są dość tanie, efekty niezbyt powalające, a aktorstwo przesadzone. Sa jednak drobne rzeczy dla których warto ten film obejrzeć:

- Liam Neeson w głównej roli. Liam to świetny aktor, ale zawsze zdawał mi się odrobinę wyważony. Tutaj daje popis furii i maniactwo. Co nieuchronnie prowadzi nas do...

- Ataki Westlake'a. Są tak dziwacznie zrealizowane i "kwasowe" że zdają się pochodzić z innego filmu.

- Modus Operandi Darkmana. Przypomina trochę zagrania z Arkham Asylum. Ogolnie Darkman to taki Bruce, który juz stracił resztki zdrowia psychicznego.

- Adwersarze. Miła gromadka. W szczegolności polecam otwierającą sekwencję oraz scenę z opowiadaniem dobrej i złej wiadomości.

Filmu nie ma youtube, ale można go bez problemu wypożyczyć z najbliższej wypożyczalni VHS. Jak juz tam będziecie to poproście o batonik CoucoRoko i Kaczora Donalda.

P.S. Marvel wydał 9 komiksów o "Darkmanie" ale literatura najwyższych lotów to to nie jest. Mieliśmy także crossover z "Armią Ciemności", ale wiecie jakie one są.

Słabe.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Videos of The Week: FatAss Edition

Wracamy! Dlaczego taki tytuł? Bo dzisiaj mamy rekordowa ilość filmików, failów, pokazów prawdziwych skilli oraz realizacji "Reguły 34".

Wait, what?

Niewazne, zaczynamy od mema, który szturmem wziął fora i jutub party. Chodzi oczywiście o szalonego Australijczyka i jego stoicka żonę. Po prostu sprawdźcie:

PBM (Psycho Barking Man) miał tyle obejrzeń na różnych uploadach, że ciężko juz za tym nadążać. BTW: Wiecie jaki jest najpopularniejszy klip na Youtube? Odpowiedź na samym dole posta.

Wcześniej jednak heroicki pojedynek, pokaz prawdziwej siły. Spróbujcie zrobić to co bohater tego nagrania, a później dopiero się wymądrzajcie.

Chomik wykrada tajne akta z Langley o wiele lepiej niż Tom Cruise i nie wciska przy tym scientologicznej ciemnoty.

Aby tranzycji między failem (PBM), na poły fail/winem (Chomik) stało się zadość czas na prawdziwy WIN. Telewizja poranna też mnie wkurza, nie na tyle by do nich dzwonić i niszczyć. Jak ten pan.

Trzeba mieć prawdziwe jaja by to zrobić. He he, kapujecie? .... nieważne.

OK, teraz nagranie w które ciężko mi było uwierzyć, ale wygląda że jest w 100% prawdziwe.

Mleko się rozlało, prawda wyszła na wierzch, nożyce się odezwały i inne dziwaczne powiedzenia. ale my dalej lubimy Kirka.

Podobnie jak South Park. Ok, nie jest to do końca prawda, chłopaki się sprzedali (ta piosenka w kooperacji z Hanną Montaną, come on!) ale to promo dla holenderskiej telewizji jest ciekawe. Nie ma być w zamiarze śmieszne. I nie jest, ale ciekawe jest spojrzenie jakby wyglądali chłopaki w "Real Life".

Rany Mr. Garrison, byłby naprawdę przerażający.

Idol i pokrewne sa nam raczej obce (oglądamy tylko "Project: Runaway"), ale propsy dla przyszłego zwycięzcy tajwańskiej edycji. Oto on:

Nie ma to jak grube azjatyckie dzieci śpiewające cienkimi głosami piosenki nałogowych kokainistów. Sprawia, że powraca wiara w ludzi. Jednak pan powyżej nie zdobył nagrody za pokaz "True Skills". To miano przysługuje dżentelmenowi/damie stojącej za tym filmem. Jest to jedna ze scen z "Króla Lwa" z podłozonymi głosami z "Team Fortress II". Ponieważ paleta dźwięków z tej bardzo przyjemnej strzelaniny jest dośc uboga, więc tym większe słowa uznania.

A najczęściej ogladanym filmem na Youtubie jest teledysk Lady Gagi, więc I rest my case, time to commit suicide.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Ogłoszenie tygodniowe

Jak zapewne zauważyliście, nie mieliśmy filmowych wpisów poniedziałkowych i wtorkowych. Ponieważ jesteśmy jednak serwisem rozrywkowym, a humory raczej w tym tygodniu nie dopisują, więc spotkamy się dopiero w przyszły poniedziałek.

Z tego samego powodu w piątek nie usłyszymy audycji, ale nie martwcie się juz w przyszłym tygodniu wrócimy i opowiemy jak było.

Trzymajcie się

czwartek, 8 kwietnia 2010

Łebski Komiks: DAR

Niedużo jest kobiet w webkomiksach. Może to kwestia niechęci do wysłuchiwania trolli, bycia podrywanym przez rzeczonych trolli lub stalkowanym przez rzeczonym trolli. Ogólnie chodzi o trolli.

Z najbardziej utalentowanych na pewno trzeba wymienić Kate Beacon z "Hark! A Vagrant" oraz Natalie Dee. Poza nimi jeszcze kilka nazwisk przychodzi na myśl. Jednak największy sukces odniosła zdecydowanie Erika Moen z "DAR: A Super Girly Top Secret Comic Diary".

Uwaga jej komiksy są czasami bardzo NSFW. Ogólnie nie będę linkował poszczególnych historyjek oprócz końcowej, sumarycznej. Z radością odsyłam do archiwów, jesli nie przeczytacie cłości to dajcie przynajmniej szansę tym wyróznionym w poszczegolnych latach. Zazwyczaj biograficzne webkomiks to lekka popelina, ale zycie pani Eriki jest na tyle ciekawe i obfitujace w zwroty, że mozna je czytać jak dowcipną prawdziwą telenowelę.

środa, 7 kwietnia 2010

Telewizja ogólna dostępna: Spartacus Bull and Shit

Spartacus: Blood and Sand zapowiadał się na naprawdę interesującą serię. Jestem fanem Rzymu i antycznej historii, dobrano naprawdę dobrą ekipę scenarzystów oraz interesujący fragment historii Republiki. Poza tym w serial zaangażowali się znani aktorzy jak John Hannah (ten drugi z lewej, na pewno go znacie) i Lucy Lawless (Yeaaaah!). Co mogło pójść źle? Prawda?


Ten serial jest totalnie kretyński. Nie jest to stwierdzenie po obejrzeniu wszystkich dotychczasowych odcinków, nasunęło mi się to na myśl w pierwszym odcinku, dokładniej po obejrzeniu pierwszych trzech scen. Nastapiło tam (w kolejności):

1. Scena: JAKIŚ KOLEŚ TOTALNIE JEST CIĘTY NA ARENIE!

2. Scena: Pierwsze słowa jakie padają to odmiana słowa "fuck".

3. Scena: Scena erotyczna (jak później się przekonałem, dość łagodna jak na standardy Spartacusa)

Z tego składa się cały serial, przetykany napuszonym aktorstwem i dziwacznymi akcentami (niektórzy mówią z angielskim, niektórzy z australijskim a niektórzy nie wiadomo z jakim) oraz nudnawe intrygi ludzi których losy nie mogłyby nas obchodzić mniej. By oddać Spartacusowi rację trailer nie zapowiadał niczego innego.

Ale głupota tego projektu poraża. Żeby nie spojlować to opowiem tylko idiotyzmy z pierwszego odcinka. Wiecie dlaczego Spratacus i jego żonka trafili w niewolę? Ponieważ po powrocie w rodzinne strony i uratowaniu jej z rąk jakichś zadymiarzy, którzy zniszczyli ich wioskę, zrobili oni najlogiczniejszą rzecz na Ziemi. Czyli musieli uprawiać seks przez całą noc PÓŁ KILOMETRA OD ZNISZCZONEJ WIOSKI. A dlaczego zostali złapani? Bo jakiś centurion miał im za złe, choć tak naprawdę w ogóle im nie zaszkodził. Nie martwcie się nie pojawia się przez następne odcinki an dłuzej niż kilka sekund. Główny adwersarz.

Później jest gorzej. Przypominam, że jest to historia Spartacusa, człowieka, który zagroził spójności Rzymu przez swoją rebelię. Czekałem tylko na moment w którym zacznie kopać tyłki i ogólnie siać rozpierduchę, choć wiedziałem że musi to nastąpic po jakims Wielkim Przełomie. Był jeden. Nic. Drugi. Nic. Trzeci. Na razie nic, może trochę bardzo nasz aktor brwi zmarszczył.

No i na koniec część wizualna. O niepotrzebnej brutalności i nagości juz mówiłem, ale zatrzymam się na sekundę jeszcze na niej. Oddając sprawiedliwość jest ona równa dla obu płci, mamy full frontal nudity damskie i (ze sporą przewagą) męskie. Tylu kaloryferów i brudnych klat nie ma chyba we wszystkich blokach Wrocławia. Jeśli chodzi o brutalnośc, mamy jej dwa rodzaje. Zwykły gore porn, czyli dekapitacje, zbliżenia rozbitych na miazgę twarzy (tak), kastracje (tak!) czy scena odcinania twarzy (TAK!). Obrzydliwe i bez sensu. Mamy także brutalność stadionową, czyli walki gladiatorów.

A ta jest tak kreskówkową zrzynką fatalnego filmu "300", że w głowie się nie mieści.

"Spartacus: Blood and Sand" - golizna, wulgaryzma i brutalizma!

wtorek, 6 kwietnia 2010

Banter Banter proudly presents: Fearless

Oczywiście mówimy o nowym albumie naszej ukochanej piosenkarki country, Taylor Swift. Nastrojowe połączenie gitarowych ballad, pięknego głosu i wysokich kopniaków.

Oczywiście chodzi o film z Jetem Li z 2006, a nie jakiś buraczany crap.

Pan Li, czesto goszczący na naszych łamach, to gorący chiński patriota. Dlatego też jego filmy często mają antyzachodni (jak ten) lub antyjapoński (jak Hitman) wydźwięk. Mi to kompletnie nie przeszkadza, równie dobrze mogły by mięc antypolski akcent, ważne aby kopniaki były syte i celne. W dzisiejszym filmie tak dzieje się często, choć trzeba przyznać że często gęsto za pomocą sznurków.

Jeśli chodzi o fabułę mamy kolejne zobrazowanie ponurych lat dla chińskiej suwerenności i samotnego mistrza sztuk walki walczącego o honor Państwa Środka. O dziwo tym razem Jet Li jest z początku zwykłym zabijaką, który docenia przede wszystkim obite facjaty przeciwników, a Ojczyznę w potrzebie stawia na dalszym miejscu. Dopiero za namową przyjaciela trzaska po twarzy niemilców w imię Cesarstwa.

I są to jedne z lepiej zaaranżowanych walk wushu ostatnich lat. Oczywiście można je przyrównywac do baletu wuxia rodem z "Domu Latających Sztyletów" i wyjdzie to na niekorzyść naszego dzisiejszego tematu, lecz trzymając się bardziej realistycznego potraktowania praw fizyki, "Fearless" jest na czele. Sprawdźcie sobie krótką scenkę w której Jet walczy na miecze w karczmie.

Świetne tempo i egzekucja. A w tym filmie jest naprawdę wiele równie imponujących scen, więc polecam go z całego (czarnego jak Wrota Mordoru) serca.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Videos of The Week

Oi! Dzisiaj mamy wyjątkowo duzo filmików, więc zapnijcie pasy i ruszamy.

Najpierw dokument telewizyjny z roku 3000 o fenomenie jakim był zespół The Beatles. Sama prawda!

Nie mogę się doczekać co powiedzą o nas za 990 lat. Może dodadzą nam po 20 centymetrów zrostu albo jeszcze lepiej słodkie jetpacki!

Kolejne prawdziwe w 100 procentach video to trailer nowej części Harrego Pottera.

Trochę go rozumiem, ale tylko trochę. BTW: całkiem zręczna robota w editingu.

Ale nie tak imponująca jak zebranie samej śmietanki najbardziej one-linerowego człowieka na Ziemi.

10 min z Arhnoldem to dobrze spędzone 10 minut. Ale robimy się zbyt poważni.

Dlatego teraz nagranie Pandy w walce z Mokujinem. I to nie jest fragment Tekkena.

Oh, how cute! Prawie jak dziecięcy chór spiewający Still Alive z gry Portal.

Oooooh how fucking cute!

Na sam koniec kolejne nagranie z College Humor, strona która przeszła długą drogę od pokazywania głupawych zdjęć i bijących się pijanych dziewcząt. Ich nagrania są bardzo profesjonalne i przyznam, że piosenkę "Empire State of Mind" chętnie posłuchał bym jako normalną mp3.

niedziela, 4 kwietnia 2010

Weekendowa Lista Top 6: Niezbyt rozgarnięci bohaterowie seriali, których kochamy

Ani słowa o Świętach! Nie istnieją one w naszym języku. Jezus był Velociraptorem/Zombie (niepotrzebne skreślić), więc jego urodziny nas nie obchodzą.

Dzisiaj wracamy do tematyki postaci z seriali, które kochamy. Poprzednio mówiliśmy o łajdakach i douchebagach, dzisiaj pomówimy o ludziach, delikatnie rzecz ujmując, głupich jak buty. Ale i tak ich lubimy.


6. Joey Tribbiani (Friends)

Nie jestem gigantycznym fanem "Friendsów", wiem że wielu jest i muszę przyznać, że postać grana przez Matta Le Blanca jest świetnie skonstruowana. Obżartuch, ignorant i człowiek całkowicie oporny na wiedzę.

Postać cieszyła się na tyle dużą popularnością, że stworzono spin-off pod tytułem, o dziwo, "Joey". Raczej go nie oglądajcie. Chyba że musicie. Wtedy też nie.


5. Tracy Jordan (30 Rock)


Na samym początku myślałem, że Tracy Jordan to Tracy Morgan. A tu zaskoczenie! To dwie inne osoby. Choć niesamowicie podobne.

Pierwsze odcinki "30 Rock" były trochę irytujące, ale później opóźniona gwiazda TJa zaczęła świecić pełnym blaskiem. Rany, jaki on jest naiwny. Jack Donaghy nabrał go raz, że leci na Księżyc. Innym razem ścigali go "Czarni Krzyżowcy". Ale to akurat prawdziwe zagrożenie.


4. Charlie Day (It's Always Sunny in Philadelphia)


"U Nas W Filadelfii" (doskonały tytuł, kolejne zwycięstwo polskich tłumaczy) prezentuje galerię bardzo odrażających postaci, jednak Charlie wyróżnia się wyjątkowym opóźnieniem społecznym. Nie umie czytać, żyje w norze, bywa stalkerem i okropnym typem.

Z drugiej strony...

Hm...

Chyba nie ma drugiej strony.


3. Homer Simpson (The Simpsons)

Protoplasta wszystkich serialowych kretynów, łysawy pracownik elekrowni atomowej w Springfield, ojciec rodziny, pijak i kłamca. Przez 21 lat swojego wyświetlania serial przeszedł ewolucję z karykatury wizerunku amerykańskiej rodziny w "co w tym tygodniu zepsuje Homer".

Mały tip dla Matt Groeninga - wszyscy i tak ogladają Futuramę.


2. Peter Griffin

Nowy król domowego kretynizmu. Rozmiar jego głupoty jest nie do ogarnięcia. "Family Guy" także przerodził się w "Peter Griffin vs The World", ale mamy tu znacznie więcej pomysłów. No i przede wszystkim Bird is The Word!

Ale kto mógł znaleźć się na pierwszym miejscu? Kto zdeklasował mistrza z Quahog, Spooner St.?


1. Ricky (Trailer Park Boys)


"Chłopaki z Baraków" to dla mnie kultowy serial. Ricky, Bubbles i Julian stali mi się bliscy jak bracia, których straciłem w Wietnamie. Jeśli sądzicie że prawdziwe żule mieszkaja na Osobwicach - obejrzyjcie kilka odcinków "TPB".

Ricky nie umie:

- Pisać

- Czytać

- Wypowiadać się bez przeklinania

- Spędzić roku bez odsiadki w pierdlu

Najlepszy moment? Ricky żył do trzydziestki w przekonaniu, że Bóg i Święty Mikołaj to ta sama osoba. Chociaż tak naprawdę jest.

I rest my case.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Łebski Komiks: Herman The Manatee

Nie będę kłamał. Dzisiejszy komiks to historia przygnębiająca do bólu. Mozna go nawet nazwać "EmoManat i walka z łodzią". Jeśli to miałoby jakis sens.

Herman jest krową morską czyli manatem i cierpi na typowe dla wodnych ssaków przypadłości, jak łodzie. Naprawdę biją go bardzo często. Czasami ma jednak inne emoprzygody. Ogólnie Herman jest przygnębiającym kretynem, przypominającym trohę Smutnego Żółwia z Buttersafe.

Na szczęście wychodzi tylko raz w tygodniu więc okrucieństwo wobec bezbronnym manatów można dawkować.