wtorek, 16 czerwca 2009

Banter Banter proudly presents: Honour of the Dragon

W każdy wtorek znajdziecie w tym dziale recenzję filmu z zamierzchłej przeszłości lub zamierzchłej teraźniejszości. Zazwyczaj będą to filmy sci-fi, fantasy, anime, animowany lub o kopaniu dupy. Tak jak dzisiaj.

Miała być miaucząca głowa lolcata w takim kółeczku, ale MGM by nas wdeptało pozwami. Tacy ważni jesteśmy.

Dzisiaj czeka nas podróż do egzotycznej Tajlandii, aby podziwiać najpotężniejszego obecnie człowieka na Ziemi, Tonego Jaa, w poruszającym melodramacie Honour of the Dragon (Tom yum goong w oryginale, Warrior King w UK i The Protector w Stanach, nie wiem jak się nazywał na Osobowicach, pewnie Swój Chłop). Główną osią tego znakomitego obrazu jest uprowadzenie stadka świętych słoni z wioski głównego bohatera, Khama, oraz jego rozpaczliwą próbę odzyskania tej czeredy. Jest to historia o zagubieniu, dorastaniu i poczuciu obcości na nieznanej ziemi. Doskonałe aktorstwo i znakomite dialogi dotkną was dogłębnie.

Poza tym Tony Jaa przecina więzadła wielkim koksom za pomocą połamanych, słonich kości przywiązanych do rąk.

Przecina. Więzadła. Koścmi. Przywiązanymi. Do. Rąk.

Ten film jest jedną z potężniejszych i mocarniejszych filmów jakie miałem okazję obejrzeć w ostatnich latach. Przebija nawet Ong Baka. Zresztą rzuccie okiem na tą scenę:

Ta scena jest nakręcona jednym ujęciem, bez cięć, linek i tricków. Tony Jaa prawdopodobnie zostanie prezydentem świata za jakieś 5 lat. Nie zgadzasz się? Bam! Kolano w głowę!

Film Honour of the Dragon to absolutny must-see dla wszystkich fanów sztuk walki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz